Biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw, dobrze się stało, że Ministerstwo Infrastruktury oddaliło wniosek Izb Rolniczych. Chodzi o pierwszeństwo pojazdów rolniczych na specjalnie wyodrębnionych drogach.
Jakiś czas temu Zarząd Krajowej Rady Izb Rolniczych oczekiwał od Ministra Infrastruktury wyodrębnienia prawnego dróg transportu rolniczego. Pierwszeństwo na drodze transportu rolniczego powinny mieć zagwarantowane pojazdy rolnicze – informowała KRIR. Wniosek został odrzucony i uznany za bezzasadny… i bardzo dobrze!
Wyobraźmy sobie sytuację, gdy resort wprowadza takie przepisy. Wyodrębniono by wówczas specjalne „drogi transportu rolniczego”. Do kodeksu drogowego wprowadzono by nowy znak, nakazujący ustąpienie pierwszeństwa ciągnikowi rolniczemu (i sadowniczemu) oraz ograniczenie prędkości. Młodzi kierowcy uczyliby się o tym na kursach prawa jazdy. Nawet w teorii brzmi to dyskusyjnie.
W praktyce mielibyśmy więcej szkód niż korzyści. Owszem rolnik wyjechałby szybciej z pola czy sadu i włączył się do ruchu. Równocześnie 5, 10 czy 15 kierowców dojechałoby wolniej do celu. Wyjeżdzający ciągnik zapewne nie raz tamowałby ruch drogowy, co przy dzisiejszym natężeniu ruchu drogowego powodowałoby szybkie powstawanie korków.
To ten optymistyczny scenariusz. Gdyby przepisy weszły w życie z dnia na dzień być może mielibyśmy do czynienia z niezliczoną liczbą kolizji. O ile na drogach gminnych i powiatowych nie rozwijamy autami zawrotnych prędkości to nierzadko zdarza się, że w rejonach intensywnego rolnictwa pola sąsiadują z drogami wojewódzkimi czy krajowymi. Wówczas auta osobowe czy ciężarowe mogłyby się zderzyć z ciągnikami wyjeżdzającymi „na prawie”.
Zdaniem Ministerstwa Infrastruktury postulat nie jest możliwy do realizacji. Taka decyzja nie dziwi, ponieważ ogrom pracy legislacyjnej i terenowej nie przyniósłby żadnych korzyści dla społeczeństwa. Ponadto resort jest zdania, ze tego typu rozwiązanie zmniejszyłoby bezpieczeństwo uczestników ruchu drogowego oraz przyniosło utrudnienia komunikacyjne dla mieszkańców wsi.
Ale jak karać kierowców to w tym ministerstwie dobrze wychodzi, mają ci pracownicy pomysły na mandaty, punkty karne, wywracanie dotychczasowych zasad do góry nogami np. gdy pieszy wchodzi na jezdnię-i winę zrzucić na kierowców, tworzyć metody kontroli itp.