Podsumowania i refleksje

    Zima to dobry okres na zastanowienie się nad wieloma sprawami dotyczącymi prowadzonej działalności, także nad skutecznością ochrony przed parchem jabłoni. W ostatnim sezonie zagrożenie ze strony tej choroby wiosną było odmienne w różnych rejonach kraju. Na północy i w centralnej części Polski brak opadów deszczu, nie sprzyjał rozwojowi grzybni Venturia inaequalis oraz infekcjom pierwotnym. Powodowało to ograniczenie presji ze strony patogena oraz ułatwiało prowadzenie ochrony chemicznej, co jednak nie oznaczało, że można było jej zaniechać. Natomiast na południu kraju parch jabłoni wymagał od sadowników czujności oraz odpowiedniej ochrony.

    [envira-gallery id=”38793″]
    Sprawdzone rozwiązanie

    Gdy nie ma okrywy śnieżnej wysiewy zarodników workowych grzyba V. inaequalis, mogą rozpocząć się wcześnie. Bywały sezony, że miało to już miejsce pod koniec marca. W tym okresie, gdy warunki atmosferyczne sprzyjają rozpoczynaniu wegetacji, pąki jabłoni nabrzmiewają, co skutkuje rozluźnieniem okrywających je łusek. W takie miejsca mogą trafić pojedyncze zarodniki parcha jabłoni. Przy niewielkiej presji ze strony patogena i warunkach atmosferycznych sprzyjających jego rozwojowi, zimą może się zdarzyć, że gros wysiewów nastąpi przed rozpoczęciem wegetacji. Nie oznacza to, że sezon będzie „wygrany”, ponieważ nawet ten niewielki odsetek zarodników wysianych później może okazać się groźny.

    Ochronę chemiczną przed tym patogenem należy rozpoczynać po wnikliwej analizie warunków atmosferycznych (np. zapisów ze stacji meteorologicznych) oraz prognoz pogody. Większość sadowników nie ma stacji analizujących warunki meteorologiczne. Mają je firmy świadczące doradztwo sadownicze i to one dość wnikliwie prowadzą obserwację warunków oraz ich analizę. Na tej podstawie wydają odpowiednie zalecenia. Sadownicy często korzystają z usług kilku doradców sadowniczych. Każdy z nich może podawać inne zalecenia, gdyż korzysta z odmiennych źródeł do ich przygotowania lub poleca określone środki ochrony roślin (ś.o.r.). Z jednej strony to dobrze, ponieważ można zweryfikować uzyskane informacje z własnymi obserwacjami oraz doświadczeniem. Nie „wyłącza” to myślenia producentów jabłek, co działa na ich korzyść, ponieważ często komunikują się ze sobą, aby podjąć właściwą strategię ochrony. Są też tacy, którzy korzystając z różnych źródeł wykonują zalecane zabiegi, bo myślą, że tak należy. Prowadzi to do kumulacji substancji aktywnych (s.a.) środków lub nawet wykonania niepotrzebnych zabiegów. Jest też grupa sadowników, którzy nie korzystają z żadnego doradztwa i nie mają odpowiedniej wiedzy, nie chcą jej zdobyć, a dla zabezpieczenia jabłoni nadużywają środków o działaniu układowym, lub zawyżają dawki stosowanych preparatów, co bardzo szybko prowadzi do selekcji ras odpornych patogena. Często w ramach oszczędności wykorzystują środki nabyte okazyjnie, a że te są tańsze niż u oficjalnych dystrybutorów, to stosują je w wyższych dawkach. Wiadomo, do czego to prowadzi. Nagminnie są też wykorzystywane ś.o.r. zarejestrowane do innych upraw. Niestety, choć mają one tę samą s.a., inne są substancje uzupełniające z uwagi np. na specyfikę roślin, do których ochrony są przewidziane. Te substancje to związki chemiczne, które są stwierdzane podczas badań laboratoryjnych. Szkoda, że sadownicy myślą, że „gdy ich jabłek nie zbadano przed sprzedażą, to już osiągnęli sukces i udało się”. Jabłka są też badane przez odbiorców. Jeżeli pobierający próbę trafi na jabłka, które nie były badane, a ich ochrona była prowadzona rozwiązaniami okazyjnymi i wynik dla danej partii będzie inny niż dołączony do dokumentów eksportowych, wówczas cała partia będzie wycofana i będzie musiała być poddana utylizacji. Koszty obciążą wszystkich sadowników.

    To jednak mały problem, bo i jego skala jest niewielka. Jednak takie działania podważają wiarygodność naszych producentów na arenie międzynarodowej, bo media tylko czekają na podobne sensacje. Dla Polski, jako największego producenta jabłek w Europie jest to niekorzystne, ale dla innych krajów to „woda na młyn i as w rękawie” podczas negocjacji prowadzonych na nowych rynkach. Polecam wziąć to pod rozwagę przed kolejnym sezonem.

    W nowy rok z porcją wiedzy

    Warto zatem przed rozpoczęciem zabiegów w sadzie nabyć aktualny Program Ochrony Roślin Sadowniczych, zapoznać się z jego zapisami, sprawdzić, czy stosowane w ub.r. środki są nadal zarejestrowane, jaki jest zakres ich rejestracji, jaką mają s.a. i z jakiej grupy, ile razy w sezonie można użyć konkretnej substancji czy grupy chemicznej, jak odpowiednio ustawić opryskiwacz itp.

    Wiele aktualnych informacji, zmian w dotychczasowych przepisach jest przekazywane podczas konferencji odbywających się przed rozpoczęciem sezonu wegetacyjnego. Warto na nich bywać i poszerzać wiedzę, bo jej brak nie usprawiedliwia sadowników.

    Na początku sezonu…

    …zalecane jest, aby do pierwszych zabiegów wiosennych przeciwko parchowi jabłoni używać środków miedziowych, które chronią drzewa także przed chorobami kory i drewna. Mają one charakter zapobiegawczy, a tylko taki powinna mieć ochrona przed parchem jabłoni w okresie infekcji pierwotnych. Należy tak ją prowadzić, aby jak najmniej wykorzystywać środki o działaniu układowym. Zalecane jest sięganie po nie tylko w sytuacjach uzasadnionych. Do kolejnych – po środkach miedziowych – zabiegów, gdy widoczne są zielone części liści, należy wybierać preparaty zawierające ditianon, kaptan i inne o działaniu powierzchniowym, jak np. te z grupy ditiokarbaminianów (mankozeb, metiram, propineb, tiuram), czy zawierające wodorowęglan potasu. Przed wyborem preparatu należy sprawdzić jego rejestrację w etykiecie na opakowaniu lub w aktualnym PORS. Celowo nie podałam nazw ś.o.r., aby pokazać, ile jest dostępnych s.a. i grup chemicznych niewnikających do wnętrza roślin. Ich rotacja jest możliwa i konieczna. Inne znane preparaty należące do anilinopirymidyn, dodynowych, strobiluryn, karboksyamidów oraz triazoli działają wgłębnie, układowo, lokalnie układowo lub quasi-układowo. Należy pamiętać, że wiele z nich to mieszaniny substancji działających powierzchniowo i wykazujących różne działanie wewnętrzne. Ich optymalne działanie przypada zazwyczaj w określonych zakresach temperatury, co należy uwzględnić przed ich wyborem, aby nie trzeba było wykonywać następnego dnia kolejnego zabiegu, bo to nie tylko kosztuje, ale także powoduje wprowadzenie kolejnej s.a. do roślin lub zwiększenie ilości tej już stosowanej.

    Wymogi rynkowe

    Coraz więcej potencjalnych odbiorców wymaga, by jabłka miały jak najmniej pozostałości substancji aktywnych ś.o.r., a ich poziomy były bardzo niskie. Normy unijne są dostosowane do realiów europejskich. Jednak mogą one ulegać zmianom nawet w trakcie sezonu. Normy na innych rynkach są odmienne i przed podjęciem decyzji o sprzedaży tam jabłek, należy uwzględnić to w ochronie, także przed parchem jabłoni, od początku sezonu. Od sadowników wymaga się, aby na bieżąco śledzili zmiany i dostosowywali się do nich, bo nieznajomość nie usprawiedliwia niedostosowanych działań.

    Problemy

    Jabłka są tanie i ceny za nie uzyskane często zaledwie pokrywają koszty produkcji, w tym ochrony. Ponadto wiele grup producentów owoców nie płaci sadownikom na tyle zadowalająco, aby zrekompensować realizację narzuconych wymagań w odniesieniu do ochrony. Nie jest zatem dziwne, że sadownicy szukając oszczędności sięgają po środki niezarejestrowane do ochrony lub tanie z nielegalnego źródła, np. zza wschodniej granicy.

    Zagrożenie

    Obecnie trudno mówić o wielkości zagrożenia ze strony parcha jabłoni. Mimo, że poprzedni sezon nie nastręczał większych problemów w ochronie i w wielu sadach udało się nie dopuścić do infekcji, nie oznacza to, że zagrożenie ze strony V. inaequalis jest znikome. Latem w różnych regionach przeszły opady gradu. W zniszczonych sadach sadownicy zaprzestali ochrony, bo nie mieli co chronić. Liście na drzewach rozwijały się nadal, wiele z nich podjęło wzrost wtórny, parch w tych sadach miał dogodne warunki do rozwoju i stanowił znaczne zagrożenie dla innych.

    W sadach, w których w pierwszej części sezonu nie było warunków sprzyjających infekcjom, uśpiona została czujność. Sadownicy nie prowadzili ochrony w drugiej części sezonu, co skutkowało pojawieniem się jesienią parcha jabłoni z infekcji wtórnych. Ponadto z uwagi na przedłużające się zbiory jabłek w wielu sadach nie wykonano zalecanych zabiegów mocznikiem w celu przyspieszenia mineralizacji liści.
    Oznacza to, że od początku bieżącego sezonu należy właściwie podejść do ochrony i nie bagatelizować sygnałów o potencjalnych infekcjach. Nad ich prognozowaniem czuwają doradcy sadowniczy, którym nie zależy na tym, aby zalecić określony preparat, ale na tym, aby sadownicy odnieśli sukces w ochronie wykorzystując sprawdzone rozwiązania.

    Więcej o parchu jabłoni i innych ważnych gospodarczo chorobach jabłoni w następnych numerach „Informatora Sadowniczego”.

    • fot. A. Łukawska