Sandomierz w nowej odsłonie

    Plantpress

    Początek roku to tradycyjny okres organizacji wielu imprez sadowniczych. Jedną z tych o najdłuższym stażu są Sandomierskie Spotkania Sadownicze, które w tym roku obchodziły swoje XX-lecie. Z tej okazji gratulacje i podziękowania zebrał przede wszystkim Marek Kawalec (fot. 1), który od początku był motorem napędowym tej imprezy. Rocznicowe spotkanie 2 i 3 lutego zaskoczyło niektórych zmianą lokalizacji. Organizatorzy zamienili bowiem zamkowe korytarze i komnaty na halę widowiskowo sportową w Sandomierzu. Nie zmieniła się natomiast lokalizacja tradycyjnych pokazów cięcia, choć i tutaj gości czekała spora niespodzianka w postaci pokazu cięcia maszynowego w kwaterze jabłoni.

    [envira-gallery id=”41297″]

    Mimo wielu obaw, pomysł na spotkanie w nowym miejscu sprawdził się i dobra infrastruktura obiektu przypadła do gustu wystawcom oraz większości gości, którzy tłumnie wypełnili tereny targowe i salę, w której prowadzono wykłady (fot. 2). Wystarczy wspomnieć, że przygotowanych w liczbie 1000 sztuk materiałów konferencyjnych zabrakło już w pierwszym dniu imprezy.
    W przeciwieństwie do wąskich sandomierskich korytarzy zamkowych, hala widowiskowo sportowa dała bowiem możliwość stworzenia profesjonalnej imprezy targowej, w której uczestniczyło prawie 100 wystawców oferujących środki produkcji oraz usługi doradcze dla sadowników (fot. 3). Jak co roku nie zabrakło również wystawy maszyn i urządzeń, które prezentowano obok budynku targowego (fot. 4).
    Tegoroczne wykłady podzielono na 3 bloki: część dotyczącą ochrony roślin sadowniczych, pozostałym zagadnieniom oraz – najbardziej wyczekiwaną – poświęconą zasadom cięcia mechanicznego drzew (ten temat poruszamy w osobnym materiale).

    Co nas czeka – o ochronie

    Nowe przepisy dotyczące ochrony roślin. Zagadnienia dotyczące ochrony roślin cieszyły się dużym zainteresowaniem sandomierskich sadowników. Sporo nowości zafundowali nam w tej dziedzinie nie tylko naukowcy z Instytutu Ogrodnictwa, ale także przedstawiciel Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi – dr Bogusław Rzeźnicki, z-ca dyrektora Departamentu Hodowli i Ochrony Roślin. Kończą się bowiem prace nad jedną z dwóch ustaw, którymi dostosujemy polskie prawo dotyczące ogólnie pojętej ochrony roślin do prawa obowiązującego w całej Unii Europejskiej. Wytyczne do tych ustaw dyktują unijne dokumenty: Dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady 2009/128/WE ustanawiająca ramy wspólnotowego działania na rzecz zrównoważonego stosowania pestycydów oraz Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 1107/2009 w sprawie wprowadzania do obrotu środków ochrony roślin uchylające dyrektywy Rady 79/117/WE i 91/414/EWG.

    Tekst jednej z polskich ustaw o środkach ochrony roślin, jest już po konsultacjach społecznych. Został nieco znowelizowany pod wpływem opinii praktyków z branży. W przeważającej większości przepisy te będą dotyczyły rejestracji i obrotu środkami ochrony roślin. Ale część odnosić się będzie bezpośrednio do praktyków – ureguluje bowiem zasady stosowania środków ochrony roślin oraz prowadzenia Integrowanej Produkcji. Zmieni się zakres szkoleń dla rolników. Zostaną one podzielone na podstawowe i uzupełniające. Wprowadzone będą usługi doradcze z zakresu ochrony roślin i stosowania ś.o.r. Prowadzić je będą przeszkoleni praktycy współpracujący z rolnikiem w etapie produkcji, ale także sprzedający ś.o.r. w momencie ich zakupu. Opracowywany jest systemów obligatoryjnych badań dla całego sprzętu do aplikacji ś.o.r, a regularna kalibracja i kontrola stanu technicznego użytkowanego sprzętu będzie obowiązkowa. Po latach starań nareszcie uwzględniono nowoczesną technikę ochrony roślin, a co się z tym wiąże możliwości stosowania zmiennych stref buforowych wokół cieków wodnych. I co najważniejsze, możliwe będzie stosowanie ś.o.r. w obniżonych dawkach (w etykiecie podana będzie jedynie maksymalna) oraz dowolne mieszanie ś.o.r. W tym ostatnim przypadku szczególnie wiele będzie zależało od profesjonalnych, kreatywnych doradców i naukowców badających ś.o.r. pod względem fizyczno-chemicznym, skuteczności biologicznej a także bezpieczeństwa żywności. Za wszelkie niepowodzenia wynikające ze stosowania ś.o.r. w inny sposób niż zalecany w etykiecie-instrukcji stosowania odpowiedzialność poniesie bowiem użytkownik lub osoba doradzająca. W związku z tym planowana jest możliwość ubezpieczania się doradców na okoliczność błędu w sztuce. Przygotowywana ustawa będzie podstawą wokół której powstaną liczne rozporządzenia, m.in. dotyczące postępowania z resztkami ś.o.r. oraz nadwyżką cieczy pozostałej po zabiegu. Zmienione zostaną także przepisy dotyczące prowadzenia zabiegów w określonych warunkach klimatycznych, ze szczególnym uwzględnieniem siły wiatru. Jeśli chodzi o Integrowaną Produkcję nadzór nad nią będzie jak dotychczas sprawowała Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa, ale kontrolą i certyfikacją upraw zajmą się komercyjne instytucje działające na wzór ekologicznych systemów uprawy. Od 1 stycznia 2014 r. wszystkich profesjonalnych rolników obejmie powszechny obowiązek wdrożenia zasad integrowanej ochrony roślin. Skutkiem nieprzestrzegania tych reguł może być brak możliwości w ubieganiu się o dofinansowanie produkcji z budżetu unijnego.

    Prognozy. Dr hab. Anna Bielenin, profesor nadzwyczajny Instytutu Ogrodnictwa w Skierniewicach przypuszcza, że będzie to kolejny trudny rok w walce z parchem jabłoni. Poprzedni sezon sprzyjał rozwojowi sprawcy i licznym infekcjom, niestety aura utrudniała bardzo prowadzenie skutecznej ochrony. Jesienią porażone grzybem Venturia inaequalis liście, zalegające w sadzie na niezamarzniętej ziemi zostały przykryte warstwą śniegu, która odizolowała je od mroźnego powietrza w grudniu. Zdaje się zatem, że sprawca parcha przetrwał zimę bez większych strat, a źródło infekcji jest bardzo duże. Prof. A. Bielenin radziła sandomierskim sadownikom systematyczne śledzenie informacji o rozwoju zarodników workowych grzyba V. inaequalis oraz sytuacji meteorologicznej, aby nie przeoczyć terminu wykonania pierwszych zabiegów zapobiegawczych. Radziła, aby Sandomierszczanie nie popełnili podobnych błędów z opóźnieniem ochrony jak w zeszłym roku, co ujawniło się wystąpieniem objawów parcha na liściach jabłoni już na przełomie kwietnia i maja. Konieczna będzie w sadach jabłoniowych dokładna lustracja drzew także na obecność mączniaka jabłoni oraz kontrola pod względem wystąpienia zarazy ogniowej. Okoliczne sady wiśniowe wymagają wg prof. A. Bielenin szczególnej ochrony przed drobną plamistością liści drzew pestkowych oraz brunatną zgnilizną drzew pestkowych. Ze względu na nieopłacalną produkcję wiśni wielu sadowników zaniechało bowiem w ostatnich latach całkowicie ochrony tych roślin. Dlatego źródło chorób jest bardzo duże i bez 3-5 zabiegów na pewno nie uda się utrzymać drzew w dobrej kondycji, zwłaszcza że cena owoców wiśni najprawdopodobniej będzie w tym roku porównywalna do zeszłorocznej. Kędzierzawość liści brzoskwini i brunatna zgnilizna drzew pestkowych, to kolejne choroby, z którymi mogą być problemy w nadchodzącym sezonie w tradycyjnych rejonach uprawy tych gatunków. Wszystko jednak zależy od pogody. Ciepła i wilgotna aura zmusi do zintensyfikowania zabiegów.

    Łagodna jesień ubiegłego roku i pogoda podczas zimy sprzyjały przezimowaniu szkodników. Prof. dr hab. Remigiusz W. Olszak z IO w Skierniewicach przestrzegał przed licznymi populacjami przędziorków, szpecieli, pordzewiaczy, mszyc, bawełnicy korówki, miodówek i skorupików. Wszystkie te szkodniki ssące wymagają szczególnego traktowania. Populacje wielu z nich można próbować ograniczyć już na przedwiośniu poprzez opryskiwanie drzew środkami olejowymi. Radził aby przy zwalczaniu tych grup szkodników absolutnie nie oszczędzać na ilości cieczy roboczej. Im jej więcej, tym większe prawdopodobieństwo dotarcia z substancją aktywną do wszystkich zakamarków, w których te szkodniki mogą znaleźć schronienie i doskonałe warunki do żerowania. Kolejna rada, to niezwlekanie z wykonaniem zabiegu i przeprowadzeni go po stwierdzeniu przekroczenia progów zagrożenia. W przypadku szkodników powodujących deformację rośliny należy ochronę rozpocząć bezpośrednio po stwierdzeniu ich obecności. W przyrodzie nic nie jest dziełem przypadku, tak więc zdeformowane organy roślinne stanowią dla szkodników świetną kryjówkę przed wrogami naturalnymi oraz środkami ochrony roślin, zwłaszcza w obecnej sytuacji, kiedy do dyspozycji sadownik ma głównie środki o działaniu kontaktowym i raptem niewiele układowych. Profesor informował także o pojawieniu się nowego szkodnika – nasionnicy Rhagoletis cingulata, który wraz z zadomowioną nasionnicą trześniówką czyni ogromne szkody w sadach czereśniowych i coraz częściej w wiśniowych. Aby precyzyjnie określić moment rozpoczęcia zwalczania nasionnic przydatne są żółte tablice lepowe, na które odławiają się nalatujące na plantacje muchówki gotowe do złożenia jaj.

    Do wykorzystywania urządzeń do monitoringu populacji szkodników zachęcała także specjalizująca się w ochronie roślin sadowniczych przed zwójkówkami, dr Zofia Płuciennik z IO w Skierniewicach. Obecnie trudno wyobrazić sobie racjonalną ochronę przed zwójkówkami „liściowymi”, głównie: zwójką siatkóweczką, zwójką bukóweczką, zwójką różóweczką i wydłubką oczateczką oraz owocówkami bez użycia pułapek feromonowych. W sadzie zazwyczaj występują 2 lub 3 gatunki zwójkówek „liściowych”, dlatego aby określić skład szkodników konieczne jest zastosowanie kilku specyficznych feromonów. Określenie zagrożenia ułatwi ustalenie terminów zabiegów, w tym współrzędnego zwalczania kilku gatunków jednocześnie.

    Poprawić jakość

    Doradca sadowniczy z Holandii Peter van Arkel podkreślał, że jeszcze do niedawna jakość owoców nie była najważniejszym czynnikiem decydującym o eksporcie jabłek z Polski do innych krajów. Motorem eksportu było bardzo duże zapotrzebowanie na jabłka ze Wschodu, gdzie nie przywiązywano dużej uwagi do jakości. Te czasy kończą się jednak nieuchronnie i oczekiwania odbiorców w stosunku do jakości jabłek ulegają zmianom nie tylko w przypadku eksportu do krajów Europy Zachodniej, ale również na Wschód. Nie tylko zwiększy się zapotrzebowanie na jabłka wysokiej jakości, ale co jest ważniejsze, popyt na gorsze owoce będzie spadał, a co za tym idzie ich ceny będą coraz niższe.

    Jeszcze kilka lat temu sadownicy stawiali przede wszystkim na zwiększenie wysokości plonów, jakość nie była najważniejszą kwestią. Ale przy szybko rosnących kosztach produkcji, zbioru, przechowywania i sortowania, dochód uzyskiwany ze sprzedaży jabłek słabszej jakości będzie coraz niższy. Aby zapewnić dobre rezultaty finansowe w latach wysokiego urodzaju, jakość będzie coraz ważniejsza.
    Holenderski prelegent zauważył też, że poprawie ulega organizacja branży sadowniczej w Polsce. Jeszcze 5 lat temu nie było u nas grup producenckich, handel prowadziły mniejsze firmy handlowe oraz bezpośrednio sadownicy. Dzięki unijnym dotacjom ruszył i nadal trwa proces powstawania grup producenckich, które inwestują w infrastrukturę przechowalniczą oraz sortowniczą. Paradoksalnie, dużym zagrożeniem może być jednak w Polsce konkurencja między tymi organizacjami. Jeśli grupy nie zaczną współpracować, może dojść do sytuacji, w której największym wrogiem polskiego sadownika będzie drugi polski sadownik. Zdaniem P. van Arkela, olbrzymie inwestycje w infrastrukturę przechowalniczo-sortowniczą nie idą też Polsce w parze z inwestycjami w młode, nowoczesne nasadzenia. A tylko takie sady dają wyższą jakość owoców.

    Sady po powodzi

    Prof. dr hab. Augustyn Mika z Instytutu Ogrodnictwa w Skierniewicach ocenił skutki zalania i podtopienia upraw sadowniczych w ubiegłym roku oraz perspektywy ich rekultywacji. To temat szczególnie bliski sadownikom z Sandomierszczyzny bo tam powódź wyrządziła największe szkody w uprawach sadowniczych – łącznie na 2514 hektarach w 6 gminach. W gminie Wilków (lubelskie) powódź zalała 1400 hektarów plantacji sadowniczych (70% to sady jabłoniowe) na okres kilku tygodni. Szkody powodziowe w sadach w regionie grójecko-wareckim są obszarowo znacznie mniejsze i mniej dotkliwe. W okolicach Warki i Góry Kalwarii zostało zalanych około 300 ha sadów, głównie jabłoniowych. Zdaniem profesora Miki, ogólny obraz wymienionych obszarów powodziowych oglądany pod koniec lipca był katastrofalny.
    Długotrwałe zalanie lub podtopienie w okresie powodzi powoduje uszkodzenie lub obumarcie systemu korzeniowego drzew, którego efektem jest: żółknięcie liści, więdnięcie liści i przyrostów, aż do zaschnięcia, zahamowanie wzrostu pędów i owoców lub ich przedwczesne opadanie. Przy dużym uszkodzeniu korzeni drzewa zamierają i nadają się jedynie do wykarczowania, bo rokowania dla nich są niepomyślne. Jeśli system korzeniowy został uszkodzony tylko częściowo, to jest on szybko zasiedlany przez chorobotwórcze mikroorganizmy obecne w glebie, które po pewnym czasie opanowują również zdrowe części systemu korzeniowego. Objawem takiego procesu jest wznowienie wzrostu po zalaniu lub podtopieniu, lecz później stopniowe zamieranie roślin. Tuż po zalaniu lub potopieniu, drzewa należy uwolnić od wody tak szybko, jak to jest możliwe. Jeśli jednak po roku lub dwóch nie wznowią prawidłowego wzrostu, to jest to sygnał, że należy je karczować.

    Glebę pod nowe nasadzenia trzeba jednak rekultywować, aby odbudować w niej życie biologiczne. Potrzeba na to całego roku. Należy zacząć od pobrania próbek gleby z warstwy ornej (0-20 cm) i podornej (20-40 cm), oddzielnie, z około 15-20 losowych dołków na polu. Wyniki analiz laboratoryjnych będą podstawą do nawożenia mineralnego. Aby poprawić aktywność biologiczną gleby, wskazane jest nawożenie obornikiem, głęboka orka i uprawa przedplonów na przyoranie (gorczyca, łubin, peluszka, wyka w mieszance ze zbożami). Najwartościowszy nawóz zielony dają rośliny ścinane w czasie kwitnienia i rozdrabniane kosiarką sadowniczą. Jesienna głęboka orka, poprzedza zespół uprawek wyrównujących pole przygotowując je pod nowe nasadzenie.

    Ubezpieczać czy nie?

    Podsumowując 2010 rok trzeba zastanowić się, czy w bieżącym nie ubezpieczyć upraw w swoim gospodarstwie, mówiła Anita Łukawska ze Świętokrzyskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Modliszewicach. Wiele gospodarstw sadowniczych ucierpiało bowiem w minionym sezonie od powodzi i gradu, a nie miało gdzie szukać finansowego wsparcia. Prelegentka przypomniała, że rolnicy którzy w 2011 roku będą chcieli ubiegać się o inne formy wsparcia z budżetu krajowego w przypadku wystąpienia klęsk (np. kredyty preferencyjne a na odbudowę produkcji w gospodarstwie poszkodowanym przez klęskę żywiołową) muszą mieć wykupione polisy ubezpieczeniowe na 50% upraw rolnych.

    Uprawy można ubezpieczyć od takich zdarzeń losowych, jak: huragan, powódź, deszcz nawalny, grad, piorun, obsunięcia się ziemi, lawina, susza, ujemne skutki przezimowania, przymrozki wiosenne.
    Pamiętać należy o terminie zawierania umów ubezpieczeniowych: do 30 kwietnia w przypadku suszy dla sadów, do 1 kwietnia w przypadku przymrozków wiosennych, a przypadku ujemnych skutków przezimowania – do 15 listopada roku poprzedzającego rok zbioru plonu głównego. Pozostałe ryzyka ubezpieczamy wiosną.

    fot. 1-4 W. Górka