Zmienić podejście do produkcji

    Niebawem zderzymy się z nadprodukcją jabłek w Polsce. Już teraz mamy ich do zagospodarowania dużo, bo jak podają jedne źródła 3,5 mln ton, według innych – 4 mln ton. Patrząc na powierzchnię nowo założonych sadów można jednak przypuszczać, że niedługo nawet te liczby będą znacznie przekroczone. Kto kupi od nas tyle jabłek? Aby je spożytkować w kraju każdy obywatel musiałby konsumować rocznie około 108 kg jabłek, a obecnie spożycie wynosi zaledwie 16 kg na osobę rocznie, co daje łącznie 600 tys. ton jabłek deserowych. Resztę trzeba zatem wyeksportować albo przeznaczyć na cele przetwórcze.

    [envira-gallery id=”38811″]

    Polskie jabłka jakością nie grzeszą (fot. 1). Wiem, że teraz czytelników oburzyłam. Może zbytnio uogólniłam, zatem napiszę inaczej. Z 4 mln ton, w mojej ocenie, zaledwie 25% stanowią jabłka deserowe, które spełnią (powiedzmy) stawiane im normy jakościowe w odniesieniu do cech wewnętrznych i zewnętrznych. A co z resztą? Tu można rozwinąć wodze fantazji. Z tymi nie do końca spełniającymi normy też trzeba coś zrobić. Ale co? Niestety brak mi pomysłów. Wiem, że wszystkich przemysł przetwórczy nie zagospodaruje, choć według prof. dr. hab. Eberharda Makosza z TRSK będzie on w stanie wchłonąć około 2,5 mln ton.

    Mocną stroną polskiego sadownictwa są nowoczesne obiekty chłodnicze w grupach producentów owoców i w gospodarstwach indywidualnych, ale nawet ta infrastruktura nie pomoże, gdy składowane jabłka nie będą spełniały wymagań kwalifikujących je do długotrwałego przechowywania: braku objawów chorobowych, uszkodzenia przez szkodniki, zbioru w terminie dojrzałości zbiorczej, odpowiedniego dokarmienia owoców, jędrnoś­ci, zawartości ekstraktu czy braku pozostałości po środkach ochrony roślin. Co do technologii produkcji – trzeba jeszcze trochę popracować, aby poprawić jakość jabłek. Pewnie znowu wzbudzę irytację, ale chyba ktoś musi powiedzieć, że skończył się czas produkcji jabłek w sposób, w jaki robili to nasi dziadkowie i rodzice. Obecnie nie wystarczy produkować tego, co i jak się potrafi, ale trzeba zmienić podejście do produkcji i zainteresować się potrzebami konsumentów w wybranym segmencie rynku (fot. 2), być może zmienić odmiany.

    Na początku każdego roku jest organizowanych wiele konferencji sadowniczych. Wstęp na nie jest bezpłatny. Przekazywane jest na nich wiele ciekawych informacji. Liczne dotyczą agrotechniki, ochrony, nawożenia, ale bez tego (gdy zmieniają się przepisy lub wymagania potencjalnych odbiorców) nie da się obejść. W branży sadowniczej zmienia się wiele, ale czasem ma się wrażenie jakby to nie dotyczyło naszych sadowników, którzy coraz mniej korzystają z tej formy edukacji. A prawda jest taka, że lekarz, prawnik, farmaceuta, doradca sadowniczy muszą się stale dokształcać, aby znać obowiązujące przepisy i zmiany dotyczące sfery ich działalności.

    Nadal w ciemno

    Jabłka to chyba jedyny produkt, który jest produkowany masowo, bez określenia klienta i bez dopasowania go do jego potrzeb. Producenci samochodów podczas konstruowania nowych modeli badają potrzeby potencjalnego odbiorcy z określonego segmentu rynku. Wytwórcy lodówek, pralek, telewizorów także badają rynek, prowadzą obserwacje zmian w gustach konsumentów, aby jak najlepiej sprostać ich wymaganiom. Wówczas rośnie szansa na sprzedaż określonych produktów.

    Ktoś powie, że koncerny produkujące te produkty mają fundusze na badania rynku. Owszem, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby branża sadownicza przeprowadziła takie badania. Sadowników jest wielu, wszyscy płacą składki na Fundusz Promocji Owoców i Warzyw, czy nie można przygotować projektu, w którym oprócz promocji będą przeprowadzone badania rynku? Na pewno znalazłyby się na to odpowiednie fundusze, gdyż kampanie reklamowe, czy promocyjne powinny być dopasowane do określonej grupy konsumentów. Bez jej zbadania wszelkie działania promocyjne nie są wiele warte. Podam przykład programu „Owoce w szkole”. Chyba jednak nikt nie pomyślał o tym, aby zapytać dzieci, jakie owoce lubią. Program jest narzucony odgórnie i nie wszystkie jego rozwiązania spełniają oczekiwania małych konsumentów. Dla nich jabłka (małe, bo takie są wymogi) odmiany ‘Idared’ czy ‘Jonagold’ (według norm nawet niezaliczające się do klasy II) są niejadalne. Nie wierzę w dobry skutek tego programu, bo często widzę jakie owoce dzieci dostają. Swoim wolę samodzielnie przygotować porcję owoców, bo wiem, że je zjedzą, gdyż uwzględniam ich potrzeby poprzez zapytanie się każdego dnia, jakiego owocu sobie życzą. Bazą są jabłka. Inne są urozmaicającym dodatkiem.

    W innych krajach

    Na zachodzie Europy sadownicy finansują ośrodki badawcze oraz instytucje, które prowadzą badania nie tylko agrotechniczne, ochroniarskie, ale i dotyczące gustów konsumentów. Branża tam jest zdyscyplinowana bardziej niż w Polsce, o czym świadczy chociażby działalność tzw. klubów, które ściśle kontrolują produkcję drzewek odmian „klubowych” oraz produkcję owoców z nich. Dzięki temu sadownicy osiągają zadowalające dochody mimo ogólnych problemów w sprzedaży jabłek. Odmiany klubowe są oczywiście wsparte reklamą, kampanią promocyjną (fot. 3), poprzez którą konsument jest szczegółowo informowany o nowej odmianie jabłek oraz o tym, że bez ich spożywania jego życie nie będzie miało np. „tej barwy”. Może dla ludzi twardo stąpających po ziemi to idiotyzm, ale działa. Wyrabiane jest w konsumencie przeświadczenie, że musi on kupować jabłka odmian klubowych, aby być zdrowym, osiągnąć sukces, byś szczęśliwym, poważanym, mieć prestiż itp. Taki konsument czuje się doceniony, ma poczucie, że ktoś się z nim liczy, interesuje się nim, czuje się po prostu „dopieszczony”. W obecnych, zabieganych czasach, mimo ciągłego przebywania z ludźmi i kontaktu z nimi na forach społecznościowych ludzie czują się osamotnieni i porzuceni. Takie zainteresowanie się konsumentem poprzez docenienie jego potrzeb staje się dla niego ważne i konieczne do życia.

    Producenci borówki nie narzekają

    W Polsce produkuje się dość sporo owoców borówki wysokiej. Nie słychać jednak narzekania plantatorów tego gatunku. Stanowią oni grupę, która podąża za wymaganiami konsumentów dostosowując zarówno dobór odmian, termin i sposób zbioru, technologie uprawy, ochrony oraz nawożenia do wysokich wymagań konsumentów. Często jakość tych owoców potwierdzają międzynarodowe certyfikaty. Co jakiś czas zmieniane są opakowania, aby nabywców zaskoczyć nowością. Na etykietach umieszczane są informacje, które sprawiają, że klient czuje się ważny dla producenta. Branża ta pokazuje, że można produkować pod potrzeby klientów. Bo to nie jest rynek producenta, ale konsumenta. Im szybciej sadownicy sobie to uświadomią, tym szybciej zrozumieją, jak mają zmienić podejście do produkcji i podejmą działania zmierzające do dotarcia do wybranego konsumenta.

    Nowe rynki

    Dzięki embargu rosyjskiemu dowiedzieliśmy się, że niska cena naszych jabłek na świecie nie wynika z tego, że w Polsce jest ich produkowane dużo, ale że mają one niską jakość, o którą sadownicy nie musieli zabiegać, gdy eksportowali je do Rosji. Tam nie było konkurencji, bo wygrywaliśmy kosztami transportu. Teraz musimy zabiegać o nowe rynki, na których są jabłka z innych krajów. One ukształtowały już gust tamtejszych konsumentów i nasze mogą nie znaleźć nabywców. Trzeba zatem naprawdę dołożyć starań, aby dopasować odmiany, technologie produkcji oraz przechowywania do tamtejszych wymagań. Podejmowane próby kończą się sukcesem lub porażką, ale to zależy nie tylko od tego, jakie jabłka sadownicy wysyłają, od ich jakości, ale także od doświadczenia firmy przewozowej oraz uczciwości odbiorcy. Jednak, aby nie mieć sobie nic do zarzucenia, sadownicy muszą dołożyć starań, aby produkować owoce odpowiadające światowym standardom, wykorzystując sprawdzone technologie i prawnie dopuszczone środki produkcji. Samodyscyplina w branży sadowniczej jest niezbędna, aby nie było takich problemów jak latem 2016 r., gdy w jabłkach wysłanych do Szwecji wykryto chloropiryfos, pozostałość po środku ochrony roślin zastosowanym zbyt późno przed zbiorem owoców lub niezgodnie z prawem, bo preparatem niezarejestrowanym do zabiegów w sadach jabłoniowych.
    Trzeba mieć świadomość, że obecnie wiele uwagi poświęca się zdrowiu i bezpieczeństwie konsumentów. Dlatego produkty przeznaczone do spożycia, w tym i jabłka podlegają badaniom laboratoryjnym, a środki ochrony roślin zastosowane niezgodnie z prawem zawsze będą wykryte. Takie „wpadki” będą źle rzutować na wszystkich sadowników w Polsce, choć może działania, które do tego doprowadziły podejmuje niewielki odsetek producentów, którzy nie wiedzą, jak należy chronić sad, bądź po prostu nie chcą się tego dowiedzieć i robią to dalej tak, jak ich dziadkowie i rodzice.

    • fot. 1–3 W. Górka