Pora na podsumowania również w sadach ekologicznych. Dziś gościmy w Leżenicach (pow. kozienicki), gdzie znajduje się jeden z sadów prowadzonych przez Piotra Zielińskiego. Jak ocenia tegoroczne zbiory oraz presję ze strony chorób i szkodników? Zapraszamy do obejrzenia rozmowy z dr Michałem Pniakiem (Biocont).
Cztery lokalizacje w trzech województwach
Piotr Zieliński prowadzi kilka ekologicznych sadów jabłoniowych w różnych lokalizacjach. W każdym z nich sezon przebiegał nieco inaczej, szczególnie pod względem przymrozków. Tegoroczne plonowanie było najniższe w sadzie, który znajduje się na Sandomierszczyźnie.
– Sezon był nietypowy. Mamy cztery sady ekologiczne w trzech województwach. Są to gospodarstwa w Leżenicach i Osiemborowie (oba w powiecie kozienickim), w Lipowej (powiat opatowski) i w okolicach Tomaszowa Mazowieckiego. W każdej z lokalizacji sytuacja wygląda inaczej. Przymrozki najbardziej ograniczyły plonowanie w Lipowej. Tam można mówić o 10-15% corocznych plonów. Spodziewaliśmy się tego, biorąc pod uwagę, jak duże były przymrozki. Natomiast w Osiemborowie owocowanie jest na przyzwoitym poziomie, podobnie w okolicach Tomaszowa Mazowieckiego i właśnie w Leżenicach. Ale podkreślam, że tutaj znaczących przymrozków nie było. Oczywiście podczas kwitnienia było zimno, ale bez ekstremalnych zjawisk – wyjaśnia P. Zieliński.
Co ciekawe, zróżnicowanie owocowania jest duże nawet w obrębie jednej lokalizacji. Na przykład Jonagored osiągnął różne wyniki – od 20 do 50 ton, a kwatery dzieli zaledwie droga. Trudno ustalić wspólny mianownik.
Sezon w sadach ekologicznych
Położenie sadu zlokalizowanego w Leżenicach jest bardzo sprzyjajace pod kątem ekologii, bo jest to duża powierzchnia (30 hektarów), osłonięta rzeką, lasem i zabudowaniami. Jednak Piotr Zieliński uważa, że sezon nie był trudny pod kątem ochrony w żadnym z prowadzonych przez siebie sadów.
– Jeśli chodzi o aspekty agrotechniczne, to nie był to szczególnie trudny rok. Był owszem nietypowy z racji kwitnienia, które nastąpiło od trzech tygodni do miesiąca wcześniej, co sprawiło, że wszystko przesunęło się do przodu. Jeśli chodzi o parcha, był to dość prosty sezon. Myślę, że były dwie, może trzy infekcje, które nastręczały nam trochę kłopotów i mieliśmy problem, żeby zdążyć z zabiegami. Szczególnie, że w naszym przypadku mowa o dużych powierzchniach, które znajdują się kilku lokalizacjach. To wyzwanie organizacyjne – wyjaśnia.
Jeśli chodzi o presję ze strony szkodników, również nie odnotowano większych problemów z racji na to, że przez lata wypracowano już skuteczne rozwiązania. – Trudno mi ocenić, jak silna jest presja danego szkodnika, ponieważ w określonym terminie zawsze wykonujemy zabiegi profilaktyczne. Dlatego mogę powiedzieć, że presja mszyc była praktycznie niezauważalna. Od lat stosujemy NeemAzal®-T/S. Zabieg wykonujemy w momencie, kiedy na Gali obserwujemy fazę balona. To załatwia problem – mówi P. Zieliński.
Podobnie ze zwójkami, które były dużym problemem w sadach konwencjonalnych. Zdaniem P. Zielińskiego zastosowanie NeemAzal-u na mszyce, wykazało pozytywne działanie również w tym zakresie. Później wykonano już tylko profilaktyczne zabiegi za pomocą Lepinox Plus i Madex Max, dlatego problem praktycznie nie istniał. Tymczasem w sadach konwencjonalnych konieczne było wykonanie wielu zabiegów, ponieważ wysokie temperatury (powyżej 30 stopni) wpływały na skuteczność preparatów chemicznych i wirusowych, skracając ich okres działania. Zabiegi musieliśmy powtarzać częściej niż zwykle.