Dziś temat, który na pierwszy rzut wielu z nas traktuje jako frazes i trudny do spełnienia krok – ominięcie pośredników. Sprzedaż bezpośrednia nie uda się we wszystkich gospodarstwach, nie każdy będzie miał na nią siłę i możliwości. Jednak warto chociaż przemyśleć rozwiązania. Wierząc zapewnieniom, przepisy niedługo ułatwią taki rodzaj sprzedaży.
Czy markety stracą kiedyś na znaczeniu? Na pewno nie w najbliższych latach. Prawdą jest jednak, że coraz większa rzesza konsumentów szuka żywności prosto od rolnika. Jak napisała do nas ostatnio mieszkanka jednego z dużych miast, kupno jabłek prosto od sadownika to okazja, z której chętnie korzysta. Takiej produkcji jabłek, jak nasza, nie da się dystrybuować bez handlu i pośredników, ale może to być sposób zarabiania dla jakiejś grupy producentów.
Często dyskutujemy o tym, że mieszkańcy miast nie rozumieją problemów rolników. Trudno się dziwić, skoro z jednej strony z ust sadowników słyszą o cenach jabłek poniżej kosztów, a z drugiej widzą ceny jabłek na bazarkach i w sklepach, które niskie nie są. Dotykamy tu kolejnej kwestii – jabłka w marketach są tańsze, ale za to często niskiej jakości. Na bazarkach za to jakość jest lepsza, ale trzeba za nie więcej zapłacić.
Konsument chciałby kupić prosto od producenta. Dlaczego? Bo ma większe zaufanie do takich owoców, często lepiej wyglądają i… są tańsze. Marże pośredników są duże i często nawet, jeśli sadownik sprzedaje jabłka w wyższych cenach niż hurtowo, to dla konsumenta i tak jest to dobra oferta. Mieszkańcy dużych miast, ale nie tylko, bo do tej grupy zaliczają się również wszyscy, którzy nie uprawiają jabłoni, bardzo pozytywnie reagują na możliwość kupienia jabłek prosto od sadownika. I bardzo chętnie je kupują, szczególnie na terenach, gdzie produkcja jabłek nie jest tak rozwinięta.
Taka sprzedaż to kropla w morzu potrzeb? Tak, nie inaczej. Ale już jest wiele gospodarstw, które próbują sprzedawać na własną rękę. Oczywiście największa część to ta, która sama sortuje jabłka i eksportuje, ale są i tacy, którzy część swojej produkcji sprzedają bezpośrednio w miastach, większych i mniejszych. W najbardziej komfortowej sytuacji są ci producenci, którzy nie prowadzą gospodarstwa w zagłębiach sadowniczych. Wtedy dobrym pomysłem może być na przykład sklep przy gospodarstwie.
Jak szukać potencjalnych klientów? Na przykład na Facebook-u, na których tworzone są różnorakie grupy i społeczności. Dzięki mediom społecznościowym sadownik, który decyduje się na taki model sprzedaży może błyskawicznie dotrzeć do stosunkowo dużej grupy docelowej. Inni twierdzą, że najlepsza jest „poczta pantoflowa”, ponieważ dobry produkt sam się zareklamuje.
Potrzeba tam też większej ilości ryneczków i targowisk w dużych miastach. Potrzebne są nam ułatwienia w przepisach, a nie kolejne trudności. Możemy się zasłaniać tym, że w obliczu dużej produkcji jest to wyjście dla ułamka producentów, ale być może ktoś znajdzie swoją niszę. Jak wiemy w gospodarce nadwyżek zarabia się wyłącznie na niszach.