Pożary buszu w Australii mamy już za sobą. Na przełomie roku był to niezwykle głośny temat. Nieszczęście dotknęło wielu rolników.
Dotknęło również sadowników i strawiło sady razem z tegorocznymi plonami. Początkowo uspokajano sytuacje, obecnie prawda wychodzi na jaw.
Jeszcze gdy szalały pożary w ogrodniczych mediach ukazały się informacje wychodzące od dużych australijskich firm zajmujących się produkcją jabłek w rejonie Batlow. Pisano o niewielkich stratach. Np. firma Montague gospodarująca na 200 000 drzewek, informowała o spaleniu około 5000. W podobnych artykułach uspokajano, że straty nie są duże, że produkcja jest stabilna i australijskie jabłka będą bez problemu dostępne w Australii. A same pożary nie mają znaczącego wpływy na produkcję jabłek.
Z biegiem czasu zaczęły pojawiać się informacje o sadownikach, którzy w pożarach stracili dorobek życia. Ostatnio pojawiła się informacja o stratach firmy Bilpin Fruit. Właścicielka straciła 40% swoich sadów (6000 drzew). Ponadto zniszczone zostały wszystkie siatki przeciw gradowe, pompy, skrzynki zasilające i ogrodzenie wokół posesji. Straty szacuje na niemal 3 000 000 $ australijskich czyli 7 600 000 zł. Wielu sadowników z Nowej Południowej Walii apeluje o pomoc do rządu. Gdyż własnymi siłami nie są w stanie uporać się ze stratami.
Pojawia się także informacja, że w rejonie jest wielu producentów z podobnym odsetkiem strat oraz, że będzie to miało duży wpływ na lokalną gospodarkę i produkcję jabłek. To z kolei kłoci się z pierwotnym przekazem dużych australijskich producentów.
Karol Pajewski
Źródło: freshplaza.com