Mówi się, że dobry marketing to połowa sukcesu. Nie jest to rzecz szczególnie trudna, jednak pochłania duże zasoby finansowe i wydaje się, że właśnie to jest największą barierą. Z drugiej strony ilość możliwości jest tak naprawdę nieograniczona.
Punktem wyjścia do opisywanych rozważań jest prosty pomysł jednej z amerykańskich firm. W małym i dobrze zaprojektowanym opakowaniu konsument może kupić jednocześnie dwie odmiany truskawek. Korzyści z takiego działania są co najmniej dwa. Po pierwsze zwiększenie sprzedaży. Po drugie konsument może poznać nowe smaki i kolejnym razem wybrać tę odmianę, która mu odpowiada. Truskawki przestają być bezimienne. Konsument może kojarzyć konkretną odmianę z jej jakością, smakiem i do niej wrócić.
Nie zapominajmy, że konsumenci w sferze owoców cały czas poszukują nowości. Powyższe działanie również wpisuje się w ten schemat. Barierą są koszty. Niestety, marketing kosztuje i to niemałe pieniądze. Producenci, którzy podjęli to wyzwanie mówią także o dużej ilości poświęconego czasu, energii i wyzwaniach, które pojawiają się po drodze.
Nie znaczy to, że wśród polskich producentów nie ma pionierów, którzy są pełni pomysłów i zapału w promowaniu swoich owoców. Niestety są w mniejszości, jednak czy nie jest to działanie konieczne? Zmieniają się czasy, nawyki konsumentów, realia handlu. Rośnie konkurencja.
Wśród polskich producentów powoli przybywa posiadaczy własnej marki. Producenci, którzy gospodarują w oddaleniu od największych zagłębi produkcji sadowniczej mogą sobie pozwolić na bezpośrednią sprzedaż z gospodarstwa. Niemniej nie jest to zadanie proste. Markowanie owoców swoim nazwiskiem sprawia, że producent nie może sobie pozwolić na wyrzeczenia i pomyłki. Wydaje się jednak, że metoda małych kroków może mieć tu bardzo duże znaczenie.
Przeczytaj też: Własna marka truskawek – oni udowadniają, że można!