Jeden użytkownik powie, że sekator kowadełkowy nie ma amortyzacji, na co drugi odpowie, że kowadełko zawsze docina. Opinii jest wiele, ale ten niegroźny spór chyba nigdy nie zostanie ostatecznie rozstrzygnięty. Każde narzędzie jest na swój sposób dobre dla danej grupy klientów.
Zacznijmy od ekip, które tną sady zawodowo przez kilka miesięcy w roku. Ta grupa w zdecydowanej większości wybiera narzędzia nożycowe. Jak dodają, głównym argumentem jest amortyzacja, która przy codziennej, wielogodzinnej pracy ma niebagatelne znaczenie. Ponadto narzędzia te są nieco cięższe, ale tym samym solidniej skonstruowane. Wytrzymałość/żywotność również ma duże znaczenie.
Przeliczmy to. 3000 drzewek na hektarze po 35 cięć na każdym z nich to 105 000 cięć. Jeśli przemnożymy to przez zimowe i wiosenne miesiące, liczba cięć idzie w miliony. Wielu zawodowców uważa, że przy takim obciążeniu rąk i stawów, praca sekatorem kowadełkowym bez amortyzujących gumek nie wchodzi w grę.
Z kolei zwolennicy sekatorów kowadełkowych, jako główną zaletę wymieniają fakt, że nawet niezbyt ostre narzędzie tego typu zawsze docina gałęzie. Ponadto potrzeba nieco mniej siły do ucięcia każdej gałęzi. Istotną zaletą jest również waga, która w miarę upływu lat wydaje się mieć coraz większe znaczenie przy zakupie narzędzia.
Kilka lat temu sekatory kowadełkowe błyskawicznie zdobywały popularność, jednak dziś widzimy, że nie zdominowały rynku. Sadownicy, którzy nie tną zawodowo przez wiele tygodni nie skarżą się na brak amortyzacji, więc wspomniane zalety nierzadko biorą górę przy podejmowaniu decyzji o zakupie.
Dyskusja o sekatorach nie może być prowadzona bez wspomnienia o cenach. Niestety, niezależnie od typu czy producenta ceny detaliczne wzrosły. Powody? Ceny stali i inflacja. W porównaniu z analogicznym okresem w ubiegłym roku, mówimy o wzrostach cen na poziomie około 20%.