Jabłek deserowych mogłoby zabraknąć już w maju… Co by było gdyby?

Red Jonaprince

Czy możliwy byłby scenariusz, że przy obecnej skali produkcji jabłek, już w maju zabrakłoby nam owoców deserowych? Tak, gdyby do Polski nie sprowadzono ani jednego litra koncentratu jabłkowego. Taki izolacjonizm oczywiście nie jest możliwy jednak w pewien sposób pokazuje, jak krucha jest odmieniana w naszej branży przez wszystkie przypadki „nadprodukcja”.

Zacznijmy od tego, że jesteśmy drugim producentem koncentratu na świecie. Co ciekawe jesteśmy także wśród największych 10 importerów tego produktu na rynku globalnym. Z jednej strony można powiedzieć że sprowadzenie koncentratu do Polski to wożenie drewna do lasu. Niemniej, jeśli spojrzymy na potencjał produkcyjny naszego kraju oraz okresowe problemy ze zbytem, czy często nieuzasadnione spadki cen skupu surowca to powyższe stwierdzenie wyraźnie nabiera na „prawdziwości”.

Nie skupiajmy się na ilościach, ponieważ nie wszyscy je zapamiętują i nie wszystkich tego typu dane interesują. Zwróćmy natomiast uwagę na skutki, jakie dziś obserwowalibyśmy na rynku jabłek. Sprowadzone w ubiegłym roku 55 000 ton koncentratu to odpowiednik około 400 000 ton jabłek przemysłowych. Razem z ekwiwalentem (w świeżych jabłkach) sprowadzonego soku NFC otrzymujemy 10% rocznej produkcji jabłek w Polsce, która przyjechała do nas „w płynie”. To już znacząca ilość, która bez wątpienia miała wpływ na rynek.

Na rynku jabłek przemysłowych

Gdyby te 400 tysięcy ton zostało skupione przez przetwórstwo jesienią i zimą to prawdopodobnie na kontach sadowników już teraz byłyby dodatkowe 200 milionów złotych. Dlaczego tyle? Brak importu lub mniejszy import oznaczałby automatycznie dużo wyższy popyt jeśli chodzi o zakup jabłek przemysłowych. Pomnożyliśmy więc 400 000 000 kilogramów przez (przykładowe) 0,50 zł. Niestety trafiły one do producentów koncentratu głównie ukraińskiego (75% całkowitego importu).

Na rynku jabłek deserowych

Jednak znacznie ciekawsze byłyby skutki omawianego zagadnienia na rynku jabłek deserowych. Wyobraźmy sobie że jesienią i zimą na taśmy zakładów trafia wspomniane 400 tysięcy ton jabłek najniższej jakości. W efekcie nie trafiają one do chłodni, a także na rynek deserowy. Jak pamiętamy na początku marca w krajowych chłodniach było około 765 000 ton jabłek deserowych. Ale obecnie zbliżamy się do końca miesiąca i wolumen ten ten jest oczywiście mniejszy. Zakładając lutowe tempo sprzedaży obecnie w chłodniach może być o około 250 000 to mniej, czyli około 500 000 ton. Jeśli od tego odejmiemy wspomniane 400 000 ton otrzymamy „zaledwie” 100 000 ton jabłek deserowych. 

Każdy, kto zajmuje się eksportem i interesuje krajowym rynkiem owoców wie, że jest to wolumen zbyt mały, aby sukcesywnie handlować jabłkami do nowych zbiorów, czyli mniej więcej połowy sierpnia. W związku z powyższym, gdyby do Polski nie sprowadzono w ubiegłym roku ani jednego litra koncentratu jabłkowego to być może już w maju zabrakłoby jabłek deserowych, a tym samym zmuszeni bylibyśmy do importowania ich z różnych zakątków Europy.

Co by było gdyby? Chociaż nadal jest to zwykłe „gdybanie”, może sugerować, że jeśli całkowicie zatrzymalibyśmy import to mogłoby okazać się,  że nie mamy nadprodukcji, tylko niedobory…

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here