Jabłkomat po raz pierwszy zagościł na targach sadownictwa i warzywnictwa TSW. Co więcej, cieszył się bardzo dużym zainteresowaniem wśród zwiedzających. Urządzenie ma szereg zalet, ale nie wszędzie spełni swoje zadanie w sprzedaży.
Na zachodzie popularyzowane od lat, szczególnie w Niemczech i w Holandii. Dla gospodarstw zlokalizowanych bliżej miast stanowią ciekawą alternatywę sprzedaży owoców, ale też warzyw czy jaj. Największą zaletą jabłkomatu jest fakt, że nawet przy stosunkowo niewielkiej sprzedaży producent otrzymuje cenę detaliczną, która w przypadku najczęstszego łańcucha dostaw do marketu zawiera jeszcze koszty sortowania oraz dwie marże – pośrednika i sklepu.
Urządzenie nie sprawdzi się jednak w każdej lokalizacji. Przede wszystkim należy odradzić inwestycję, jeśli mamy zamiar sprzedawać owoce w zagłębiach produkcji sadowniczej. Zdecydowanie lepiej sprawdzi się ono natomiast w oddaleniu od zagłębia grójeckiego czy sandomierskiego, gdzie jabłek nie można kupić na „na każdym kroku”.
Sadownik stale kontroluje jakość sprzedawanych owoców, co jakiś czas uzupełniając przegrody urządzenia. Najczęściej markuje je własnym nazwiskiem lub nazwą swojego gospodarstwa. Z punktu widzenia sprzedaży jest to aspekt bardzo doceniany przez konsumentów. Niemniej, aby odnieść relatywne korzyści z tej formy sprzedaży, należy co nieco zainwestować w promocję jabłkomatu.
W Polsce działa już kilkadziesiąt tego typu urządzeń. Zainteresowanie tym rozwiązaniem na targach może świadczyć o chęci dywersyfikacji sprzedaży przez sadowników. Zdaniem producentów, takich automatów vendingowych bez wątpienia będzie w Polsce przybywać. Wystawcy z uśmiechem na ustach podkreślają, że ten „pracownik” nie choruje, nie potrzebuje urlopu i pracuje całe noce. Więcej w materiale wideo.
