Niedobór pracowników sezonowych jest coraz bardziej dotkliwym problemem polskiego i zachodnioeuropejskiego ogrodnictwa. Dotychczas lwią część stanowią pracownicy z Ukrainy. Czy w przyszłości będziemy zatrudniali także pracowników z dalekich krajów Azji?
– Ilość pracowników z Bangladeszu, jaka może przybyć do Polski w perspektywie przyszłego sezonu produkcyjnego jest w zasadzie nieograniczona – mówi pan Maciej Gotowicki. Nasz rozmówca na co dzień zajmuje się handlem jabłkami oraz logistyką morską, głównie do Egiptu. Bangladesz to kraj, który ma ponad 160 milionów mieszkańców i jest najgęściej zaludnionym krajem Azji. Jeśli chodzi o samych pracowników to są oni bardzo chętni do pracy w Europie. Zarówno w rolnictwie, ogrodnictwie, a także w hotelarstwie gastronomii czy produkcji przemysłowej. Potwierdzają to współpracownicy z Bangladeszu.
W odróżnieniu do pracowników z Ukrainy występuje ogromna bariera językowa. Niemniej większość osób chętnych do pracy dosyć płynnie posługuje się podstawowym językiem angielskim, co umożliwia komunikacje. – Zdaję sobie sprawę że nawet angielski może być przeszkodą dla części sadowników – dodaje nasz rozmówca. W przypadku pracowników z Ukrainy tej bariery nie ma, ponieważ nawet nie znając naszych języków to są one na tyle podobne że jesteśmy w stanie się komunikować.
– Jak na razie zainteresowanie jest jest bardzo małe właśnie ze względu na barierę językową, ale także różnego rodzaju inne obawy, które moim zdaniem nie są uzasadnione – dodaje pan Maciej. Ponadto uważa, że w przypadku znaczących niedoborów pracowników ze wschodu lub w przypadku konfliktu zbrojnego Ukrainy z Rosją, kiedy to granice zostaną niezwłocznie zamknięte, punkt widzenia polskich rolników zmieni się diametralnie. Taki sam scenariusz obserwowaliśmy wiele lat temu na zachodzie Europy. Prawa rynkowe zadziałają tak, że powstała luka będzie w taki czy inny sposób zapełniona siłą roboczą z innej części świata.
Pracownicy z Bangladeszu, ale także z Indii mają swoje wymagania. Oczekują przede wszystkim dostępu do swojej, osobnej kuchni, w której chcą przygotowywać swoje tradycyjne potrawy. Chcą również dostępu do szybkiego internetu, aby sprawnie komunikować się z bliskimi.
– Jeśli ktoś będzie chciałby zatrudnić 1000 osób na ogromną ogromną plantację truskawek to nie ma najmniejszego problemu – podsumowuje Maciej Gotowicki. Jego zdaniem nie można wykluczyć scenariusza, że już w przyszłym roku w polskich sadach i plantacjach będą pracowali obywatele krajów południowej Azji.