Wybrani pośrednicy chcą kupować jabłka z kilkumiesięcznym terminem płatności. Zapowiedź zapłaty w czerwcu za jabłka kupione w październiku powinna za każdym razem kończyć się odmową takiej transakcji. To nie sadownik powinien brać na swoje barki ryzyko związane z dalszym handlem…
Przedsiębiorca ponosi ryzyko działalności gospodarczej i nie powinien przerzucać go na dostawcę, w tym przypadku sadownika. Ta fundamentalna zasada dotyczy i musi dotyczyć również sadownictwa. Niestety, spotkamy się z pośrednikami, którzy chcą handlować jabłkami bez ponoszenia jakiegokolwiek ryzyka, w co wpisuje się kilkumiesięczny okres płatności.
Niektóre pomioty liczą na to, że sadownik zgodzi się na płatność pod koniec czerwca 2023 roku, co jest niedopuszczalne również z punktu widzenia prawa. A weźmy też pod uwagę, że w tych „trudnych” czasach, być może opisywani kupcy w ogóle nie posiadają funduszy na zakup…
Idąc tym tokiem rozumowania pojawia się oczekiwanie, że sadownik odda jabłka w przysłowiowy „komis” na 5 czy 7 miesięcy. Za owoce pośrednik zapłaci dopiero po tym, jak sprzeda je z zyskiem. Można zapytać, co w przypadku, gdy sprzeda owe jabłka ze stratą lub nie sprzeda ich w ogóle? Czy wtedy sadownik otrzyma umówioną jesienią cenę, czy zostanie z niczym? Taki tok myślenia powinien skłonić nas do podobnych działań. Na przykład zakupu węgla z obietnicą zapłaty za rok…
Największym zagrożeniem jest jednak to, że sadownicy, którzy zdecydowaliby się na takie warunki zostaliby bez funduszy na wiosenne wydatki w sadach. Weźmy jeszcze pod uwagę inflację. Zakładając, że będzie ona rosła w tym tempie co dotychczas, to późną wiosną ta sama kwota będzie realnie warta znacznie mniej, czyli będzie za nią można nabyć mniejszą ilość towarów i usług…