Sprawa jabłek dla „czeskiej przetwórni” nabiera rozgłosu. Pojawiają się kolejni poszkodowani, jednak domniemani oszuści nadal pozostają nieuchwytni. Mamy nadzieję, że sprawa miała ona swój finał w sądzie, a rolnicy odzyskają swoje pieniądze.
Równo miesiąc temu rozmawialiśmy z poszkodowanymi w sprawie „na czeską firmą”. W artykule Sadownik szuka innych, którzy czekają na pieniądze za jabłka opisywaliśmy metodę działania na przykładzie jabłek przemysłowych. Kupująca dla rzekomo czeskiej przetwórni osoba wyłudziła około 160 ton surowca i dosłownie „zapadła się pod ziemię”. Sprawa jest zgłoszona na policję, jednak jak na razie brak postępów w śledztwie. Poszkodowani rolnicy upatrują szansy w nagłaśnianiu swojej historii poprzez media. Mają żal do służb, że te nie działają dostatecznie skutecznie. A to nie koniec historii. W miarę nagłaśniania sprawy, zgłaszają się kolejni poszkodowani w innych branżach.
Mechanizm wygląda identycznie. Czeski numer telefonu, czeska przetwórnia, odbiór owoców czy warzyw, brak pieniędzy i zniknięcie kupującego. Poszkodowani są w ten sposób również producenci warzyw, kapusty i ziemniaków. Domniemany oszust pojawia się na kilka dni, „kupuje” określony gatunek warzyw czy owoców, a następnie znika.
Zarówno poszkodowani sadownicy, jak i producenci warzyw liczą na pozytywne rozwiązanie sprawy. Chcą udowodnić winę i odzyskać swoje pieniądze. Niestety jak pokazują liczne przykłady bankructw w branży nie jest to proste. Procesy ciągną się latami, a domniemani oszuści nie posiadają oficjalnie żadnego majątku, z którego można by było ściągnąć należności…