– Sezon był zdominowany przez skutki COVID-19 i paniką, jaką początkowo wywołał on wśród producentów, handlowców i konsumentów. Sadownicy bali się głównie braku pracowników, szczególnie cudzoziemców, handlowcy wstrzymania transportu, a konsumenci mieli obawy o swoje zdrowie, co miało wpływ na dokonywane zakupy.
– Część krajów nie poradziła sobie z otwarciem granic i tam był brak rąk do pracy przy zbiorach, szczególnie w pierwszej części sezonu. W krajach w Europy Zachodniej mocno wzrosły stawki godzinowe, co skutkowało tym iż nie wszystkie wczesne owoce zostały zebrane.
– Konsumenci uznali, że spożycie owoców wzmacnia ich odporność i mocno zwiększyli ich zakupy. Szczególnie dotyczyło to owoców twardych czyli jabłek i gruszek. Wzrosty sprzedaży dochodziły nawet do 20% w stosunku do analogicznego okresu w 2019 roku. Niestety trend ten nie został podtrzymany w drugiej części sezonu, czyli na jesieni. Wzrosła sprzedaż przez markety, a spadła na straganach i targowiskach. Największe spadki sprzedaży nastąpiły w segmencie HORECA (hotele, restauracje, catering) i były największe w bogatych krajach (Niemcy, Francja, Wielka Brytania). Ten kanał zmniejszył zakupy o nawet 80 %, co najbardziej dotknęło takie gatunki jak: maliny, jeżyny, czerwone porzeczki, truskawki i jagody.
– Problemy transportowe miały miejsce tylko w pierwszej części sezonu i najbardziej dotknęły Włochów skąd i dokąd wiele firm odmawiało wyjazdów. Między innymi z tego powodu stworzyła się nadzwyczajna sytuacja popytowa na rynkach, gdzie Włosi byli przez lata największymi dostawcami. Skorzystała na tym głównie Polska, ale też Serbia, Ukraina.
– COVID 19 w większości analizowanych krajów nie spowodował spadku popytu na owoce deserowe, ale wręcz go powiększył, co przełożyło się na dobre wyniki sektora, zarówno producentów, jak też dystrybutorów. Nie wzrósł jedynie znacząco handel owocami jagodowymi, co obserwowano w poprzednich latach. Tu nastąpiło lekkie wyhamowanie.
Podobne są też spostrzeżenia wynikające z opublikowanych materiałów dotyczących obserwacji stałych trendów, które zauważano w poprzednich sezonach, a w 2020 roku mocno się utrwaliły. Oto one:
– Potencjał produkcyjny owoców deserowych stale się powiększa i dotyczy głównie takich krajów jak: Turcja, Iran, Ukraina, Rosja, Mołdawia, Białoruś czy Indie. Tu rośnie produkcja głównie jabłek, gruszek i czereśni. Nie zauważa się przy tym zwiększenia popytu na jakimkolwiek rynku, a często wprost spadki. . To bardzo niebezpieczna dla Polski sytuacja, bowiem powoduje utratę rynków zbytu i większą konkurencję na tych dotychczasowych. Spośród owoców miękkich najbardziej rośnie produkcja i podaż borówki amerykańskiej. W naszej strefie klimatycznej największe nasadzenia powstają w Polsce, Rosji, Ukrainie, Chinach, Serbii, Maroku, Algierii, Hiszpanii, a na półkuli południowej w Peru, Chile, Argentynie, RPA i innych krajach z tanią siłą roboczą. Zdaniem ekspertów rynek jeszcze nie jest nasycony i można nadal liczyć na jego wzrost.
– W handlu dominują sklepy sieciowe, a pandemia tylko zwiększyła ich udział w obrocie owocami. Rosnąca pozycja tej formy sprzedaży pogłębia niestety kryzys relacji z dostawcami, co skutkuje zaniżaniem cen zakupów, narzucaniem dodatkowych obciążeń, w tym szczególnie nadzwyczajnych rabatów i kosztów marketingu. Tylko w nielicznych krajach i tylko w przypadku największych dostawców, mających przez lata ugruntowaną pozycję ma miejsce dobra, partnerska współpraca. Im mniej rozwinięty handlowo kraj, mający mniejszą, nieukształtowaną jeszcze kulturę biznesu, tym wyzysk dostawców jest większy. W tym sezonie odnotowano protesty pod sklepami i centrami dystrybucji w Niemczech (największe), Holandii i Polsce. Spada ciągle obrót na rynkach hurtowych, bazarach i w małych sklepikach, a ten kanał dystrybucji ma największe znaczenie w Europie Wschodniej, Afryce i biedniejszej części Azji. To również niepokojący trend z punktu widzenia handlu polskimi produktami.
– Wszyscy poza Ukrainą, Białorusią, Serbią nadal bardzo dotkliwie odczuwają zakaz handlu z Rosją, a niektórzy już doświadczają skutków rosnącej produkcji owoców na Wschodzie, przewidując możliwy eksport z tych krajów nie tylko na dalekie rynki, jak choćby indyjski, tajski, chiński, ale także do Unii Europejskiej. Pokazały to w tym roku choćby rosyjskie ogórki szklarniowe, które w dużych ilościach pojawiły się w Estonii, na Łotwie, Litwie, czy też w Niemczech. Taki trend pokazuje, że Polska z największego eksportera jabłek, truskawek, borówek a także niektórych warzyw może stać się ich importerem, bowiem zostaniemy zalani tanią żywnością naszych sąsiadów.
– Z tych powodów firmy i grupy z Europy Zachodniej wdrażają nowe technologie uprawy, techniki marketingowe, innowacyjne opakowania i asortyment i w tych segmentach widzą szansę przetrwania i odparcia konkurencji ze Wschodu (w tym z Polski) i dominacji supermarketów.
– Doświadczenia naszych zachodnich sąsiadów sugerują, iż jedną z metod uzyskania lepszych cen sprzedaży jest produkcja odmian klubowych. Ma to miejsce już nie tylko w przypadku jabłek, gdzie Pink Lady, czy Kanzi ma już ugruntowaną pozycję, ale też w przypadku gruszek, gdzie zyskują na znaczeniu np. Qtee, czy Fred, ale także np. śliwek (jedną z odmian klubowych jest belgijska BelOplum). Pojawiają się też pierwsze klubowe odmiany czereśni, malin, borówki amerykańskiej i truskawki. Polska niestety w tym zakresie dopiero raczkuje i potrzebna jest dokładna analiza rynku i wprowadzenie polskiej marki na światowy rynek.
Przegląd ośrodków hodowlanych pozwala pozyskiwać i zastrzegać najlepsze z punktu widzenia masowego handlu nowe odmiany niemal już wszystkich liczących się gatunków owoców. Przy wdrożeniu do produkcji, a następnie poparciu tego ogromnymi kampaniami promocyjnymi daje to możliwość dysponowania produktem, którego inni nie mają (zwłaszcza na Wschodzie i w Polsce) i po który chętnie w swoich zakupach sięgają markety. Pomimo, że jeszcze dziś udział odmian klubowych jest jeszcze stosunkowo niewielki (w jabłkach np. około 10%), to w tym segmencie odnotowuje się nawet 20 % roczne wzrosty sprzedaży, a uzyskiwane ceny nieraz są nawet o 50% wyższe od oferty konwencjonalnej. W tym m.in. zachodni menedżerowie widzą szansę dla swoich firm i grup.
– Pandemia przyśpieszyła jeszcze gwałtownie wzrost kolejnego segmentu rynku owoców deserowych tj. produkcji bez pozostałości środków ochrony rośli i ekologicznej. Szczególnie rzecz jasna w bogatych krajach, gdzie świadomość konsumentów jest największa i gdzie zasobność portfela pozwala im sięgać po taki asortyment. Niezależnie od gatunku obserwuje się dość dynamicznie wzrastający popyt, a powierzchnia półek sklepowych udostępnionych takim owocom powiększa się. Jedna z zachodnich firm chwali się w swoim sprawozdaniu, że w 2020 roku sprzedała o 25% więcej jabłek bez pozostałości niż rok temu, a cena za nie przewyższa o 40% ceny konwencji i mówi, że będzie rozszerzała w kolejnych latach asortyment o nowe gatunki. Wszyscy zwracają też uwagę, że działania Komisji Europejskiej idą w kierunku zachęt do zwiększania produkcji organicznej, co musi mieć odzwierciedlenie w handlu. Warto przypomnieć, że eliminuje się kolejne grupy syntetycznych pestycydów, a wymagania „Zielonego Ładu” nakładają na unijnych rolników rygorystyczne pro środowiskowe obowiązki. Poza UE taki trend i działania władz widać w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Arabii Saudyjskiej i Chinach, a więc w destynacjach, do których ze względu na atrakcyjne ceny każdy chce sprzedawać. To wszystko są jednak tylko obserwacje, które mogą sugerować dalszy kierunek w naszych działaniach. Jednak Polska jest obecnie w takim momencie, w którym nie możemy chodzić jak dzieci we mgle i zakładać nowe plantacje na zasadzie domysłów, albo sadzić to, co akurat sąsiad.
– Celem uatrakcyjnienia oferty i zwiększenia zainteresowania konsumentów nowościami wprowadzone są do obrotu nowe rodzaje opakowań jednostkowych – dwu- i czteropaki, tacki biodegradowalne, atrakcyjne kolory napisów, nawiązania do natury i (rzadziej) tradycji. Mają też miejsce specjalne opakowanie okazjonalne na Święta Bożego Narodzenia, Nowy Rok, Walentynki, Dzień Kobiet, czy też zawierające na sobie przepisy kulinarne.
W planach firm z Europy Wschodniej największe nadzieje wiąże się z rynkiem rosyjskim, na drugim miejscu celuje się w kraje bardziej odległe, a następnie dopiero spogląda się w stronę Unii Europejskiej. Z kolei firmy unijne stawiają na rynek wspólnotowy i w nim widzą najwięcej szans, ale już poważni eksporterzy, szczególnie Włosi w jabłkach, a Holendrzy i Belgowie w gruszkach upatrują miejsce dla swoich owoców także w bogatych państwach Azji.
Lektura tych sprawozdań każe zastanowić się gdzie my w tym wszystkim jesteśmy, gdzie dla nas będzie miejsce w handlu, czy poradzimy sobie z coraz silniejszymi marketami i zmieniającymi się gustami konsumentów? I trzeba też zadać sobie pytanie, co będziemy mieli w ofercie za kilka lat? Czy w tej chwili ktoś jest w stanie oszacować nasz potencjał produkcyjny na przestrzeni dekady w podziale na odmiany i ilość oferowanego produktu?
Między innymi z tych powodów Związek Sadowników RP złożył do Funduszu Promocji Owoców i Warzyw dwa wnioski. Jeden na działania wzmacniające pozycję dostawców wobec marketów, tak, aby można było podjąć z nimi partnerską współpracę, a nie opartą o strach i jednostronną podległość.
I drugi, chyba jeszcze ważniejszy projekt dotyczący analizy runku owoców deserowych w krajach, gdzie możemy zwiększyć sprzedaż, a gdzie prowadzone są intensywne zmiany w sadownictwie i handlu. Analiza ta pozwoli określić kierunki, w jakich mamy iść, aby sprostać konkurencji. Wszystko bowiem wskazuje, że za niedługo nasz obecny dobór odmian nie będzie już atrakcyjny w handlu międzynarodowym, a konwencjonalna technologia produkcji nie będzie spełniała oczekiwań handlu i konsumentów. Zostanie nam głównie surowiec do przetwórstwa, za który jak wiemy od lat nie ma dobrych cen i nawet najlepsze działania promocyjne, wobec braku atrakcyjnego rynkowo produktu nie będą miały sensu. Finałem prowadzonych wówczas działań promocyjnych będzie namawianie ludzi do jedzenia owoców, ale być może importowanych.
Jestem głęboko przekonany, że członkowie Komisji Zarządzającej Funduszu Promocji zdają sobie z tego sprawę i poprą nasze pomysły.
Mirosław Maliszewski
Prezes Związku Sadowników RP