GUS podtrzymał swoją wcześniejszą tezę – w kolejnych szacunkach ocenił zbiory śliwek na 110 tys. ton, czyli ok. 10% więcej niż w poprzednim roku. Sadownicy nie kryją zniesmaczenia – szczególnie ci, którzy nic nie zebrali z powodu częstych opadów deszczu. Niestety, dla urzędowych statystyk nie ma znaczenia, czy owoce trafiły na rynek, czy zgniły pod drzewami.
Przywykliśmy już, że szacunki zbiorów są w naszym kraju kwestią delikatnie mówiąc dyskusyjną. Spory dotyczą przede wszystkim szacowania zbiorów jabłek, jednak nie tylko. Z jaskrawym przykładem mamy do czynienia w tym roku w przypadku produkcji śliwek.
Już w lipcu GUS podał, że zbiory śliwek będą większe o 10proc. niż w ubiegłym roku. Ta prognoza spotkała się z negatywnym przyjęciem wśród sadowników. W większości sadów plonowanie śliw zapowiadało się na zmniejszone. Główny powód to przede wszystkim sroga zima. W niejednym rejonie mogliśmy widzieć wiosną sady, które zostały poważnie uszkodzone w trakcie mrozów. To o plonowaniu w ogóle nie było mowy.
Pora jednak na podsumowania całego sezonu. Z punktu widzenia sadowników należy go zaliczyć do nieudanych, a odpowiadają za to częste opady deszczu. Duża ilość wilgoci zaowocowała ogólnym pogorszeniem jakości, a często owoce nie nadawały się do zbiorów.
Teraz przechodzimy do sedna problemu – mimo że już po sezonie i było dużo czasu, aby zrewidować/poprawić/usystematyzować poprzednie szacunki, GUS podtrzymał przednią prognozę.
Oznacza to, że nie jest ważne, czy producenci zebrali swoje owoce. Nie jest ważne, czy trafiły one na rynek, czy zostały pod drzewem. Nie liczą się opinie z terenu, nie liczy się niezgoda samych sadowników. A jakie ma to konsekwencje dla rynku i cen – to jak widać nie jest dla Urzędu interesujące.
Jesteśmy ciekawi, czy pogarszające się opinie o technologii szacowania zbiorów przyniosą jakieś zmiany. Bo jest co poprawiać z całą pewnością…