Obok rozmów z przetwórcami powinny być równocześnie prowadzone w Ministerstwie rozmowy z eksporterami. Musimy szukać nowych rynków zbytu i metod zagospodarowania jabłek. Nie można traktować branży przetwórczej jako jedynego „wybawcy” branży sadowniczej.
Jak wiemy w ostatnich tygodniach miały miejsce co najmniej dwa spotkania z przetwórcami w Ministerstwie Rolnictwa. Tematem była trudna sytuacja na rynku jabłek. Na jednym z nich na 30 uczestników, sadowników reprezentowały zaledwie cztery osoby. Z kolei w czwartek minister Kowalczyk ogłosił, że coraz bliżej jest porozumienie między branżą przetwórczą, a resortem.
Należy w tym miejscu spytać, czemu Ministerstwo nie prowadzi żadnych rozmów z eksporterami owoców? Czemu w przypadku trudnej sytuacji na rynku jabłek od kilku lat rządzący nie biorą pod uwagę innych sposobów rozwiązania kryzysu?
Mamy przecież w Polsce dziesiątki grup producenckich i prywatnych firm eksportujących owoce. Produkcja jabłek deserowych w Polsce nadal istnieje. Obok rozmów o godziwych cenach jabłek przemysłowych powinny być równocześnie prowadzone rozmowy o pozyskiwaniu nowych rynków zbytu, preferencjach w eksporcie czy promowaniu konkretnego profilu produkcji, żeby dane rynki zdobyć. Równocześnie z przedstawicielami Ministerstwa Spraw Zagranicznych na pewno dałoby się wypracować rozwiązania, które przyniosłyby pozytywne efekty.
Obraz, który na obecną chwilę wyłania się z działań resortu wydaje się po raz kolejny sugerować, że jedynie produkcja jabłek dla przemysłu przetwórczego jest rozwiązaniem. Oraz, że to wyłącznie (przede wszystkim) zachodnie firmy mogą pomóc branży wybrnąć z kryzysu…
Moja decyzja to oszczędność na pryskaniu, nie słuchaniu „naganiaczy” że jablko premium bedzie więcej zapłacine jak 70 gr. Nawet zagrzybienie częściowe sadu i produkcja przemysłu, jak za premium jest nie ta cena co włożone tylko, jaki jest urodzaj. Coraz więcej znajomych tak robi, bo premium nie wiele droższe, i też ląduje na patelnie, jako nadmiar premium