Serbscy producenci są „wyciśnięci” niczym cytryny, a polscy sadownicy tracą. Zarabiają pośrednicy. Tak w dużym uproszczeniu wygląda handel śliwkami w ostatnim czasie.
Nieudany sezon śliwkowy 2024
Tegoroczny sezon śliwkowy zdecydowanie rozczarowuje. Niższe plonowanie spowodowane przymrozkami nie jest w żaden sposób rekompensowane cenami. Na naszym rynku na dobre „zadomowiły” się śliwki z Serbii i Mołdawii. Pamiętajmy jednak, że dla tamtejszych producentów eksport do Polski wcale nie oznacza udanego sezonu.
Jak informują serbskie media branżowe, tamtejsi sadownicy sprzedają obecnie śliwki w cenie od 0,80 do 1,00 zł/kg (po przeliczeniu). W Serbii nieco tańsze są środki ochrony i nawozy. Jednak droższe jest paliwo, a koszty pracy doganiają polskie. Pracownicy otrzymują od zbioru praktycznie połowę ceny sprzedaży. Zatem wspomniane ceny również nie są satysfakcjonujące.
Mamy za to serbskich i mołdawskich eksporterów oraz polskich importerów, którzy w tym sezonie „przerzucają” więcej owoców niż kiedyś. Dziś hurtowa oferta śliwek odmiany Stanley z Serbii to zaledwie 3,40 zł/kg na rynku hurtowym w Broniszach. 25% ceny otrzymuje serbski sadownik. Reszta to opakowanie, marża eksportera, koszt transportu i marża importera. W efekcie cena i tak jest niższa od wysokiej jakości ostatnich partii krajowych śliwek, sprzedawanych po 4,00 – 4,50 zł/kg w hurcie.
Handlowcy wybrali import…
Tego tematu nie można przemilczeć. Niestety, handlem owocami z południa Europy na większą skalę zajęły się w tym sezonie również wybrane grupy producenckie. Nie jest to powód do zadowolenia dla sadowników, którzy obok obniżek w cennikach widzą tiry na serbskich rejestracjach…
W przeszłości zdarzało się, że grupy z zagłębia grójeckiego na początku sezonu sprowadzały niewielkie ilości śliwek z Serbii. W tym sezonie handlują importem przez cały sezon zbiorów…
Jak nieoficjalnie relacjonują przedstawiciele grup, importowanych śliwek oczekują markety. Jeśli owoców z Serbii czy z Mołdawii nie dostarczy jedna firma, znajdzie się wielu innych chętnych na zajęcie jej miejsca. Jednak co stanie się, gdy markety będą na tyle „wszechwładne”, że zażyczą sobie dostaw importowanych jabłek w szczycie sezonu?