Sezon czereśniowy tradycyjnie zaczyna się od „majówek”, czyli od odmiany Rivan. Pierwsze, nieduże partie trafiają już na lokalne rynki. Popyt ze strony konsumentów jest bardzo dobry.
– Tak jak u wszystkich plantatorów czereśni, także u mnie Rivan to tylko mała część całego sadu. – mówi Dawid Patkowski, sadownik ze wschodniej części województwa lubelskiego. Jak dodaje, chce oferować konsumentom owoce przez jak najdłuższy czas, czyli zachować ciągłość aż do późnych odmian.
Pierwszą partię owoców sadownik oferował w ostatni piątek. 120 kilogramów „majówek” sprzedało się w 4 godziny i mówimy tu o sprzedaży detalicznej. Nasz rozmówca uprawia czereśnie na powierzchni 3 hektarów i w ogóle nie sprzedaje owoców na rynkach hurtowych. Miejsce sprzedaży jest na tyle dobre (zjazd i trasa), że latem rodzina jest w stanie sprzedać dziennie 200 kilogramów owoców.
Pan Dawid oferował pierwsze czereśnie po 10 zł/kg. Cena spotkała się z krytyką innych plantatorów, zwłaszcza, że chodzi po pierwsze o pierwsze owoce w sezonie, a po drugie o sprzedaż detaliczną. Jest to również stawka niższa od najtańszych importowanych czereśni w hurcie.
– Jeśli sprzedaje po 10 zł/kg to klienci kupują po 5 kg na raz, gdybym sprzedawał po 15 zł/kg kupowaliby by mniej. Zatem takich ilości dziennie bym nie sprzedał – wyjaśnia sadownik. Na koniec pyta retorycznie czy kilogram „Rivanów” jest warty 15 zł? Główną zaletą odmiany nie są przecież ani walory smakowe, ani prezencja…
Sprawa, oczywiście, zupełnie inaczej wygląda w przypadku pozostałych odmian…