Po co importować z drugiego końca świata, jeśli produkt jest na wyciągnięcie ręki?

market

Promowanie zrównoważonego stylu życia i presja medialna sprawiły, że holenderski Lidl nie importuje już owoców i warzyw drogą lotniczą. Czy następnym krokiem będzie rezygnacja z importu produktów, które są produkowane lokalnie?

W holenderskich mediach coraz częściej powraca temat jabłek importowanych z południowej półkuli. Tym razem to nie sadownicy, a ogólnokrajowe media zachęcają do sprawdzania kraju pochodzenia owoców i wybierania jabłek, które rosną kilkadziesiąt, a nie kilkanaście tysięcy kilometrów dalej.

W dobie wprowadzania Zielonego Ładu, na Zachodzie wyraźnie zyskuje pojęcie zrównoważonego rolnictwa. Jako główny argument przeciwko wybieraniu jabłek z Chile, RPA czy Nowej Zelandii podaje się ślad węglowy, który zanieczyszcza środowisko. Coraz częściej pojawia się argument, że importowanie owoców z drugiego końca świata, które są produkowane lokalnie i do tego dostępne przez cały rok, jest pozbawione sensu.

Kolejnym argumentem są ceny. Krajowe jabłka są znacznie tańsze niż te z południowej półkuli. Holendrzy są także informowani o tym, że kupując lokalnie wspierają tamtejszych sadowników i swoją gospodarkę, zwłaszcza w tym trudnym dla sadowników sezonie.

Presja ze strony społeczeństwa przynosi już konkretne decyzje supermarketów. Na przykład holenderski Lidl, jako pierwszy zdecydował się na całkowitą rezygnację z lotniczego importu warzyw i owoców. Jako następny krok wskazywane jest zaprzestanie importowania owoców z najdalszych zakątków świata, jeśli są dostępne w kraju lub w Europie.

źródło: destentor.nl

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here