W czasie naszej podróży do stolicy Mołdawii, czyli Kiszyniowa, odwiedziliśmy kilka dużych gospodarstw sadowniczych oraz winnicę. Skala inwestycji przy wsparciu funduszy unijnych oraz USAID robi wrażenie, ale dziś rzucimy okiem na to, jak wygląda handel owocami w stolicy tego małego kraju.
Nie widać marketów
To pierwsze, co rzuci się w oczy gościom z Polski. Widok dyskontu, super czy hipermarketu jest w Mołdawii wyjątkowo rzadki. Na prowincji ich zwyczajnie nie ma, a w miastach trudno znaleźć inwestycje, gdzie na jednej działce stałby sklep danej marki. Dominują sieci mniejszych sklepów, takich jak Linella i Nr1 Supermarket. Warto dodać, że mówimy o lokalach na parterach kamienic lub większych bloków mieszkalnych. Jeśli chodzi o zachodnie firmy, to dopiero 6 lat temu do kraju wszedł Kaufland i w tej chwili ma kilka sklepów.
Trzeba uczciwie powiedzieć, że jakość owoców w mniejszych sklepach nie jet najwyższa. Wybór jabłek ograniczony był w kilku miejscach do Idareda i Goldena. Widzimy je na zdjęciach i ich jakość w biednym kraju pod koniec czerwca nie jest niczym niezwykłym. Idared kosztował 6,00 zł/kg a Golden – 7,00 zł/kg i to dość dużo jak na tamtejsze zarobki.
Malin było niewiele i były to owoce bardzo małe. W trzech sklepach w ogóle nie oferowano truskawek. Z gatunków jagodowych zdecydowanie najlepiej prezentowały się borówki. Widzieliśmy punetki po 125/250/500 gramów. Niemniej w środku było owoce o bardzo małej średnicy, importowane z Serbii lub z Ukrainy.
Idared – 6,00 zł/kg
Golden Delicious – 7,00 zł/kg
Bazarek w Kiszyniowie
Pod koniec czerwca na bazarku w centrum stolicy w ogóle nie znaleźliśmy już jabłek. Tamtejsi sadownicy sadownicy wielokrotnie powtarzali nam, że w sezonie 2024/2025 zapasy wyczerpały się wyjątkowo wcześnie. W odróżnieniu od Polski czy Serbii, w Mołdawii obserwujemy niedużą ofertę owoców jagodowych. Krajowa uprawa jest nieduża, w przeciwieństwie do jabłek i gatunków pestkowych. Tę proporcję doskonale widać na miejskim targowisku. Więcej o cenach w materiale wideo.