Opryskiwacze polowe do ochrony upraw płaskich i sadownicze do przestrzennie uformowanych drzew to dwie znacząco różniące się grupy maszyn pod względem budowy i parametrów roboczych. Konstrukcję tych maszyn determinują całkowicie odmienne warunki pracy oraz wynikające z nich ograniczenia i możliwości.
Już na pierwszy rzut oka dają się zauważyć odmienne szerokości robocze i wynikające z nich pojemności zbiorników. Szerokie płaskie uprawy o powierzchni sięgającej nawet kilku tysięcy hektarów stymulują budowę coraz bardziej wydajnych maszyn polowych wyposażonych w belki o długości 45 m, a nawet sięgające 60 m. Tak potężna belka potrzebuje zbiornika cieczowego o pojemności przekraczającej 10 tys. litrów. Trudno byłoby z tak przestrzennie rozbudowanym zbiornikiem zmieścić się w wąskich międzyrzędziach sadu karłowego.
W poszukiwaniu coraz większych wydajności roboczych buduje się opryskiwacze polowe przystosowane do wykonywania zabiegów z podwyższonymi prędkościami roboczymi sięgającymi 14 km/godz. Tak wysokie prędkości są przedmiotem zazdrości sadowników i wielu naszych wspólnych dyskusji nad możliwością wykonywania zabiegów w sadach z podwyższonymi prędkościami – choćby do 10–12 km/godz. Nie mam wątpliwości, że już wkrótce stanie się to możliwe, ale nie da się tego dokonać bez wprowadzenia na rynek nowej generacji bardziej precyzyjnych wentylatorów z ciągłą regulacją strumienia powietrza podczas ruchu maszyny.
Przedstawiłem powyżej tylko kilka podstawowych różnic pomiędzy opryskiwaczami polowymi i sadowniczymi, choć jest ich znacznie więcej. Jednak zamiast doszukiwać się różnic, warto zastanowić się nad rozwiązaniami, które można zastosować w opryskiwaczach sadowniczych. Wiele z nich już wcześniej zapożyczono z maszyn polowych, jak choćby przegubowy dyszel, sekcyjne zawory kompensacyjne czy też zawory przeciwkroplowe. Zapożyczenia, ale w znacznie mniejszej skali, zdarzają się także „w drugą stronę”, jak choćby pomocniczy strumień powietrza, który najpierw zastosowano w sadownictwie, a dopiero 30 lat później w opryskiwaczach polowych. Za wciąż niewykorzystane uważam korzyści płynące z użycia asymetrycznych rozpylaczy eżektorowych w sadowniczych opryskiwaczach wentylatorowych.
Pierwotnie były one przeznaczone do bardzo prostych ręcznie rozsuwanych belek herbicydowych, w których montowano po jednym rozpylaczu płaskostrumieniowym asymetrycznym na stronę. Dzięki temu można było opryskiwać dwie połowy rzędów pod drzewami jednocześnie. Podczas kolejnego przejazdu sąsiednią uliczką roboczą strumienie kropel nakładały się, dając niemal idealnie równomierne naniesienie herbicydu. Jednocześnie uzyskiwano precyzyjne „odcięcie” pasa murawy od pasa herbicydowego.
Efekt wyraźnego „odcięcia” powierzchni opryskiwanej od nieopryskiwanej wykorzystano wiele lat później w celu ograniczenia znoszenia podczas wykonywania zabiegów w sąsiedztwie wód powierzchniowych, w tym zwłaszcza kanałów, przy użyciu opryskiwaczy polowych. Dlatego nikogo nie dziwi fakt, że ten pomysł narodził się w Holandii, gdzie jego użycie jest obowiązkowe już od ponad 20 lat, gdy zabiegi polowe są wykonywane w sąsiedztwie takich terenów. W tym celu zmodyfikowano rozkład poprzeczny płaskostrumieniowego rozpylacza asymetrycznego i sposób jego mocowania do belki polowej, który w tym przypadku musi być obrócony o 180o. W ten sposób uzyskano wyraźne „odcięcie” powierzchni opryskiwanej od obszaru chronionego i jednocześnie idealnie równomierny rozkład poprzeczny w strefie działania skrajnie położonego rozpylacza krańcowego.
Okazało się, że efekt „odcięcia” strumienia cieczy w stronę powierzchni opryskiwanej od nieopryskiwanej można także wykorzystać podczas ochrony sadów. W tym celu wystarczy zaopatrzyć się w cztery rozpylacze eżektorowe krańcowe i tak je zamontować, aby ograniczyć emisję cieczy z prawej i lewej strony wentylatora pod i ponad koronami drzew. Podobnie jak w belkach polowych, zostanie wówczas wyznaczona wyraźna granica pomiędzy opryskiwanym obiektem i miejscami, gdzie nie powinno się kierować cieczy użytkowej. W ten sposób można tanim kosztem poprawić precyzję i wydatnie ograniczyć straty cieczy.
Obecnie wiele rozwiązań technicznych stosowanych w produkcji owoców i warzyw trafia do ogrodnictwa z innych działów produkcji roślinnej, co warto wykorzystać. Pamiętajmy jednak, aby czynić to z rozwagą, ponieważ błędy mogą zbyt drogo kosztować.
Prof. dr hab. Ryszard Hołownicki, IO-PIB Skierniewice