Sadownicy na rynkach hurtowych narzekają na sprzedających z „drugiej ręki”

kartony z jabłkami

Ostatnie tygodnie to zdecydowanie słaba sprzedaż jabłek deserowych na rynkach hurtowych. Powodem była głównie pogoda. Sadownicy ponadto skarżą się na dużą liczbę pośredników sprzedających jabłka, którzy zajmują znaczną część rynków.

Główny argument ze strony sadowników to przede wszystkim liczba miejsc na rynkach, jakie zajmują pośrednicy. W ekstremalnych przypadkach jest to nawet połowa miejsc na niezadaszonych częściach rynków hurtowych. Co więcej, nierzadko zdarza się, że zajmują oni 2 czy 3 miejsca handlowe posiadając 1 samochód.

To najbardziej smuci sadowników, którzy po przyjeździe na plac nie mogą znaleźć wolnego miejsca. Jak się okazuje, tam, gdzie zatrzymało by się kilkanaście aut dostawczych, znajdują się palety z jabłkami sprzedających z drugiej ręki. Spotykamy się również z komentarzami, że „niektóre rynki to rynki handlarzy, a sadownik jest ozdobą”.

Zgorszeni sytuacją sadownicy postulują kontrole celno-skarbowe wśród przedsiębiorców zajmujących się takim handlem, aby proceder ograniczyć. Niektórzy postulują także, że skoro dany sprzedawca zajmuje 3 miejsca, to powinien zapłacić za 3 bilety.

Spójrzmy na sprawę z drugiej strony. Przedsiębiorcy zajmujący się takim handlem w zdecydowanej większości sprzedają towar polski. Część sadowników preferuje przygotowanie jabłek i ich sprzedaż w gospodarstwie. Dzięki temu nie spędzają czasu na rynkach hurtowych zajmując się innymi sprawami. Przedsiębiorca zajmujący się handlem musi na owocach zarabiać, ponieważ to jego praca. Taka forma współpracy jest bardzo często spotykana w naszym kraju i pod pewnymi względami przypomina dobrą symbiozę, która jest korzystna dla obu stron.

Opisana działalność daje utrzymanie dla setek rodzin oraz miejsca pracy. Kolejna sprawa, to ceny. Zdaniem części sadowników, gdyby na rynkach sprzedawali wyłącznie pośrednicy, to ceny były by znacznie bardziej stabilne. Sprzedający z drugiej ręki nie tyle potrafią, co muszą cenę utrzymać, ponieważ znają ceny zakupu i koszty. Sadownicy, jak wiemy nierzadko sprzedają owoce poniżej kosztów produkcji.

Nie ulega wątpliwości, że dla sadowników chcących sprzedać swoje jabłka proceder ten nie jest korzystny. Zwłaszcza, gdy nie mogą znaleźć wolnego miejsca, a tam gdzie zmieściłyby się dwa busy, stoją jabłka pośrednika. Sprawa nie jest jednak do końca zero – jedynkowa, a rozwiązanie problemu byłoby niezwykle trudne.

5 KOMENTARZE

  1. Cytat: „Zgorszeni sytuacją sadownicy postulują kontrole celno-skarbowe wśród przedsiębiorców zajmujących się takim handlem, aby proceder ograniczyć.”

    A co ze „zgorszeniem” gdy sadownik kupuje od drugiego sadownika i sprzedaje jako swoje?
    Gdzie podateczek choćby w formie ryczałtu,gdzie ZUS a nie KRUS.
    I co najlepsze-swojego ma 10% a reszta bez działalności,bez vaciku,do kieszonki.

    • Ano… „Każdy orze, jak może…” Kryzys, to kryzys, panie. Najgorzej jest tam, gdzie sadownik wystrzeli z ceną sprzedaży w górę, albo pośrednik wystrzeli cenę zakupu w dół. Aby do tego nie doszło, sadownik musi znać koszt wytworzenia produktu i przyzwoity dla siebie narzut, ale taki aby współpraca miała charakter długofalowy, a pośrednik z kolei musi znać cenę rynkową zakupu, cenę sprzedaży, swoje koszty operacyjne i przyzwoitą dla siebie marżę, gwarantującą współpracę długofalową z sadownikiem. Wtedy, będąc w takim tandemie, każdy jest zadowolony – sadownik zajmuje się tym, na czym zna się najlepiej, czyli produkcją, a pośrednik posiadający kontakty – handlem. Układ niemalże idealny.

  2. Ta ,,Extra ” z BDF-a to 90+ odsort kupiony z grupy, także z tym trzymaniem ceny to bym nie przesadzał. Miejscówki na ,, Bronkach ” są tak małe , że busem plus wystawa się nie zmieścisz.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here