Wycofanie i bezpłatna dystrybucja – czy tego potrzebujemy?

Wszyscy zdajemy sobie sprawę, jak aktualnie wygląda sytuacja na rynku jabłek.  Historia nauczyła nas jednak, że nie każdy sposób wycofania owoców z rynku jest dobry. Nic dziwnego, że sadownicy dużo dyskutują na temat ewentualnych możliwości.

Sadownicy zwracają uwagę, że darmowa dystrybucja jabłek nie jest dobrym rozwiązaniem w obecnej sytuacji. Dlaczego? Owoce nadal fizycznie są na rynku i są częścią realnej podaży. Gdy podaż przewyższa popyt, to spadają ceny. Zatem będąc bogatszymi o doświadczenia sprzed niemal 8 lat musimy „fizycznie” wycofywać owoce z rynku. Tak, aby w ogóle nie było ich w sprzedaży.

Sposobów jest co najmniej kilka. Jabłka można przeznaczyć do biogazowni. Można je przetworzyć na paszę dla zwierząt. Można je przerobić na spirytus tak potrzebny w dobie pandemii. W ostateczności można je komisyjnie utylizować. Wszystkie te metody nie psują rynku darmowym rozdawnictwem, które będzie niezwykle szkodliwe dla działających na rynku sadowników i pośredników.

To smutne, ale kilka lat temu podobne mechanizmy doprowadzały do szeregu patologii i nadużyć. Te same owoce były „sprzedawane” dwukrotnie. Na papierze były rozdawane, a w rzeczywistości trafiały do przetwórstwa. Niestety nadużyć nie brakowało, a sytuacja na rynku jabłek deserowych znacząco się nie poprawiała. Po co ktoś miał kupić jabłka skoro mógł je dostać za darmo? Darmowe rozdawnictwo zawsze ma negatywny aspekt społeczny.

Podsumowując warto wziąć pod rozwagę doświadczenia, o jakie jesteśmy bogatsi. Wycofanie owoców z rynku w formie darmowej dystrybucji przynosi więcej szkody dla rynku jabłek niż pożytku. Dodatkowo generuje szereg nadużyć. Zatem albo wycofanie powinno mieć formę fizycznego zmniejszenia podaży, albo, jak mówią niektórzy żadnej pomocy nie powinno być w ogóle. Ta (ich zdaniem) tylko będzie przedłużać kryzys w sadownictwie.