Zanim odpowiem na postawione w tytule pytanie, z zadowoleniem stwierdzam fakt zwiększonego zainteresowania wśród nabywców szczegółami konstrukcyjnymi opryskiwaczy. Świadczy to o coraz większych oczekiwaniach i o rosnącej wiedzy wśród sadowników. Choć z drugiej strony, detale konstrukcyjne powinny być przedmiotem szczególnego zainteresowania producentów maszyn, a nie tylko ich użytkowników.
Najwięcej sporów i dyskusji wywołują opinie dotyczące wyższości jednego rozwiązania technicznego nad innym o podobnych cechach użytkowych. Niektóre z nich trwają już od wielu lat i nadal nie znalazły jednoznacznego rozstrzygnięcia. Dobrym przykładem jest najbardziej odpowiednie umiejscowienie rozpylaczy w opryskiwaczach sadowniczych – w szczelinie wylotowej strumienia powietrza czy też poza nią. Dyskusje na ten temat trwają już pewnie ponad 30 lat.
Próbując odpowiedzieć na tak postawione pytanie, należy rozpocząć od źródła tego problemu, który bierze swój początek od czasu modyfikacji układów emisji powietrza opryskiwaczy w związku z powszechnym zakładaniem sadów z drzewek na podkładkach półkarłowych i karłowych. Modyfikacja ta polegała na zastosowaniu pionowych deflektorów, co umożliwiło zmniejszenie odległości pomiędzy rozpylaczami i koroną drzewa. Dzięki temu kształt emitowanego strumienia cieczy i powietrza stał się lepiej dostosowany do wielkości i formy prowadzenia ówczesnych sadów, co w końcowym efekcie przyczyniło się do wyraźnej redukcji strat cieczy opryskowej (15–20%). Ale nic nie ma za darmo, ponieważ z chwilą wprowadzania deflektorów do opryskiwaczy sadowniczych pojawiły się problemy z uzyskaniem równomiernego i symetrycznego wypływu powietrza. Jednocześnie wentylatorom zaczęło brakować wydajności, ponieważ przez wprowadzenie deflektorów stały się one bardziej energochłonne. Najprostszym sposobem na poprawę równomierności było zmniejszenie szerokości szczeliny wylotowej, ale wówczas nie było już miejsca na korpusy rozpylaczy, co zmusiło wielu producentów do ich umiejscowienia na zewnętrznej powierzchni płatów deflektorów. Choć byli i tacy, którzy dysponują sprawniejszymi wentylatorami i dzięki temu pozostali przy dotychczasowej konfiguracji.
Tyle o genezie problemu, a teraz próba wyjaśnienia tego sporu, który wciąż podsycają producenci i dystrybutorzy opryskiwaczy, tworzą marketingowe bajeczki, dorabiając do swoich poglądów całą filozofię, byle tylko zwiększyć sprzedaż swoich maszyn. Obecnie dominująca narracja z tego zakresu jest ukierunkowana na promowanie lokalizacji rozpylaczy poza szczeliną, a zwolennicy takiego podejścia twierdzą, że ich rozwiązanie jest lepsze, ponieważ strumień kropel z tak umieszczonych rozpylaczy zdąży się rozwinąć, zanim porwie go strumień powietrza. Dzięki temu pionowa dystrybucja cieczy opryskowej powinna być bardziej wyrównana. Z kolei przeciwnicy takiego podejścia nie podzielają tych obaw, ponieważ nawet, jeśli takie zjawisko występuje, to niewielka odległość pomiędzy rozpylaczami niweluje ten niekorzystny efekt.
Przeciwnicy takiego podejścia bardziej wierzą w tzw. „sandwich effect” (ang. efekt kanapkowy), wymyślony przez amerykańskich doradców, który jest już tak stary, jak sadownicze opryskiwacze wentylatorowe. „Efekt kanapkowy” występuje wtedy, gdy rozpylacze znajdują się w szczelinie wylotowej wentylatora. Wówczas na naszą „kanapkę” składa się strumień kropel, będący jak wędlina jej zawartością, i strumień powietrza, który jak rozkrojona bułka trzyma w ryzach krople. Dzięki temu cała ciecz przemieszcza się w stronę chronionego obiektu w osłonie strumienia powietrza. Proste i logiczne – nic dodać, nic ująć. „Sandwich effect” nie występuje, gdy rozpylacze umieszczone są poza szczeliną wylotową powietrza. Część kropel odbija się wówczas od stycznie skierowanego strumienia powietrza, co można zauważyć podczas prób podwórkowych przed wyjazdem do sadu, gdy przy uruchomionym wentylatorze i włączonych rozpylaczach już po kilku minutach na podłożu w ich najbliższym sąsiedztwie zaczynają pojawiać się ciemne plamy wody. Gromadzą się tam opadłe grawitacyjnie krople, które odbiły się od strumienia powietrza, ale zabrakło im prędkości, aby polecieć na większą odległość.
A gdzie naprawdę jest lepiej? Wydaje się, że jednak w szczelinie, za czym przemawia „sandwich effect”, choć nie mam na to naukowych dowodów i jestem głęboko przekonany, że takimi dowodami nie dysponują także zwolennicy przeciwnego poglądu, że lepiej umiejscowić rozpylacze poza szczeliną wylotową strumienia powietrza. Swój pogląd, uzasadniam obserwacjami i doświadczeniem. To trochę mało, jak na naukowca przystało, ale nie mam lepszych argumentów i zapewne trudno będzie takie przekonanie potwierdzić w poprawnym naukowo eksperymencie.
Prof. dr hab. Ryszard Hołownicki
Instytut Ogrodnictwa – PIB w Skierniewicach
Co za miła niespodzianka że jest artykuł napisany przez Pana Profesora.🌝 A nie amatorów po zwykłych studiach.
Ja posiadam kolumnowy JEDNO WENTYLATOROWY opryskiwacz Kamrol, jest tak pomyślany że ciągnik ma lekko . To zweżenie wylotu powietrza kolumny, moim zdaniem lepiej wyrównuje strumien powietrza niż w droższych maszynach gdzie szeroki wylot nie gwarantuje równomierności. I równej dystrybucji cieczy w koronie pomimo dwóch wentylatorów. I większego spalania paliwa. Myślę że ten nie równy strumień nawet po ” Op. Dominiaku” może mieć wpływ na problemy z parchem.
Myślę,że wpływ na problemy z parchem ma termin,warunki i dobór preparatu.wczesniek pryskalem munckhof 105 a teraz Dominiakiem i żadnych problemów nie ma