Na przestrzeni lat przednie wymiatacze do gałęzi niemal całkowicie zdominowały rynek. Tylne wymiatacze nie były urządzeniami nieudanymi czy wadliwymi, więc dlaczego tak się stało?
Tylne wymiatacze mają swoje zalety
– 15 lat temu, gdy nie mieliśmy tylu nowoczesnych ciągników sadowniczych z rozbudowaną hydrauliką, tylny wymiatacz napędzany paskami był naprawdę dobrym rozwiązaniem. Produkowała i nadal produkuje go między innymi firma Lisicki – wspomina Mariusz Omen sadownik i konstruktor własnych maszyn, który zajmuje się również wynajmem maszyn sadowniczych w zagłębiu grójeckim.
Jak dodaje, dwustronne maszyny zaczepiane do tyłu ciągnika nie wymagały dużej mocy, a mimo to sprawnie wygrabiały duże ilości gałęzi z sadów na podkładce M7. Prosta konstrukcja, brak przewodów hydraulicznych i silników hydraulicznych skutkowały niższą ceną kiedyś i dzisiaj. Obecnie taki dwustronny, tylny wymiatacz zasilany paskami z przekładni kosztuje nieco ponad 5500 zł brutto. Bez wątpienia to konkurencyjna cena w porównaniu z dwustronnymi, przednimi wymiataczami nowej generacji.
Maszyny te miały jednak również swoje wady. Po pierwsze regulacja szerokości to ręczne przestawienie ramion i śrub na płaskowniku. Ponadto zdecydowanie lepiej sprawdzały się w starszych sadach o szerszej rozstawie rzędów, niż w nowoczesnych sadach karłowych.
Co więcej, późniejszy przejazd kosiarką bijakową czy kosiarko–rozdrabniaczem to odczepienie jednej i zaczepienie drugiej maszyny. To dwa razy tyle paliwa i czasu. Niemniej są to maszyny proste i niezawodne. Pomimo upływu lat nadal służą w wielu gospodarstwach sadowniczych, po prostu zmieniły się realia w naszej branży.
Dziś dominują maszyny montowane z przodu
– Dziś w zagłębiach sadowniczych coraz trudniej zobaczyć wygarniacz tylny. Skutecznie zastąpiły je wygarniacze przednie. Zarówno jedno i dwustronne. Jest co najmniej kilka przyczyn praktycznych i ekonomicznych dlaczego tak się stało – dodaje sadownik.
Po pierwsze mówimy o oszczędności czasu i paliwa. Przejeżdżając raz przez międzyrzędzie z przednim wygarniaczem dwustronnym i kosiarką bijakową z tyłu zostawiamy po cięciu potocznie mówiąc „czysty sad”.
Po drugie, widząc głowice wygarniające przed sobą na bieżąco monitorujemy jakość pracy, ustawienie maszyny i ewentualne wkręcenie linii kroplującej. Możemy to być błyskawicznie wychwycone, tak żeby nie doszło do większych uszkodzeń.
Po trzecie, jak wspomniał Pan Mariusz, dziś mamy coraz więcej nowoczesnych ciągników z rozbudowaną hydrauliką z przodu. Maszyny te można można szybko i sprawnie regulować w zależności od sadu czy nachylenia gruntu. To również oszczędność czasu i brak konieczności częstego zatrzymywania ciągnika i wysiadania z kabiny. Słowem – wygrała ekonomia i komfort pracy.