W branży sadowniczej dużo ostatnio mówi się o wykorzystaniu przewagi kontraktowej przez duże sieci supermarketów. Zachodni kapitał w bezwzględny sposób wykorzystuje polskich dostawców, nie tylko dostawców płodów rolnych. To nie ulega wątpliwości. Czy sadownictwo w zderzeniu z oligopolem w handlu detalicznym ma szanse wygrać? Czy sprawę da się załatwić przy stole czy niezbędny jest zdecydowany protest?
W odniesieniu do komentarzy, które pojawiały się na naszym portalu, trzeba podkreślić, że zaniżanie cen nie jest jedynie winą sieci handlowych. Jak słusznie mówią sadownicy, konkurencja polsko-polska i obniżanie cen wśród grup producenckich, również odgrywa dużą rolę, lecz jest to osobny temat.
Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna, ponieważ zależy od wielu czynników. Najistotniejszym z nich jest solidarność wśród producentów. Tej niestety polskim sadownikom brakuje. W zderzeniu z korporacyjnymi machinami zachodnich koncernów potrzebna jest również wytrwałość i swoista zawziętość.
Wielu sadowników jest zdania, że jeśli branża ma działać, strajkować czy podejmować jakiekolwiek inne działania to w pierwszej kolejności powinniśmy działać w kwestii owoców deserowych, a nie przemysłowych. Ponieważ nasza produkcja i zyski powinna się właśnie na nich opierać.
Właśnie w tej sprawie ZSRP zorganizował pikietę pod siedzibą właściciela sieci Biedronka. Jeśli chodzi o samą akcję, to większość sadowników nie wierzy w jej powodzenie. Nie wynika to z niechęci do związku, a pragmatycznej obserwacji rzeczywistości.
Każdy, kto myśli, że wspominane sieci supermarketów traktują dostawców jak równych partnerów handlowych jest w błędzie. Oprócz największych spożywczych korporacji, reszta krajowych dostawców traktowana jest w podrzędny sposób. Nie inaczej jest z dostawcami owoców i warzyw. Z korporacyjnego punktu widzenia, mamy być regularnymi dostawcami jak najtańszego produktu, na którym da się jak najwięcej zarobić. Nie ma mowy o dialogu czy opracowaniu wspólnej strategii.
Czy zapowiadane „podejmowanie innych środków” skończy się większym protestem? Tego nie wiemy. Jeśli jednak mamy się zderzyć z korporacyjną machiną, sadownictwo musi uderzyć w jej najczulszy punkt – w finanse.
Warto przypomnieć sobie, jak kilka miesięcy temu zadziałali niemieccy rolnicy, którzy w 3 dni osiągnęli swoje postulaty blokując ciągnikami centrum dystrybucyjne sieci Edeka na północy Niemiec. Sytuacja miała miejsce w ubiegłym roku, brało w niej udział 250 rolników. Warto dodać, że strajk dotyczył plakatu reklamowego, który mówił o niskich cenach niemieckich produktów. Blokadę rozpoczęto w nocy z niedzieli na poniedziałek, a już w środę sieć Edeka zobowiązała się usunąć plakaty i wystosowała oficjalne przeprosiny. A więc da się.
Wystarczyło 200 – 300 rolników, którzy zablokowali duże centrum dystrybucyjne na dobę. Dla niemieckich rolników był to najprostszy, najtańszy i najskuteczniejszy sposób na pokazanie niezadowolenia z prowadzonej przez daną sieć polityki zakupowej.