Nadciągające zimowe chłody w połączeniu z nasilającym się kryzysem energetycznym każą nam inaczej patrzeć na zagospodarowanie drewna opałowego z sadu. W ostatnich tygodniach nakręca się spirala paniki nie tylko wokół cukru i węgla, lecz także drewna, a ludzie ustawiają się w kolejkach po opał.
Już od kilku miesięcy daje się zauważyć wzmożone zainteresowanie nim właścicieli domów opalanych węglem i posiadających kominki. Wprawdzie te ostatnie wykorzystuje się, mniej w celach grzewczych, a głównie dekoracyjnych, aby stworzyć miły nastrój w zimowe wieczory. Wszystko jednak wskazuje na to, że tej zimy naszym kominkom zostanie przywrócona ich pierwotna funkcja, ponieważ w domach montuje się nawet zapomniane już kozy. Za takim przekonaniem przemawiają poszukiwania drewna, które drożeje w zawrotnym tempie, zbliżając się do wręcz niebotycznego poziomu sięgającego nawet 700 zł za metr przestrzenny. Podobno są już oferty za 900 zł, a wyjściowe ceny na aukcjach drewna przebijane są trzykrotnie. Pojawiają się nawet giełdowe oferty na sprzedaż karp z sadu przeznaczonych na opał, a nawet propozycje wykarczowania sadu za opał.
Zapewne nie cofniemy się 100 lat wstecz, gdy 90% zapotrzebowania na energię pokrywało drewno. Dzisiaj drewno z sadu stanowi niewielki udział w krajowym bilansie energetycznym, ale w skali gospodarstwa są już to ilości nie do pogardzenia. Wprawdzie sadownictwo nie ma szans na konkurowanie z Lasami Państwowymi w dostawach drewna na opał, ale jeśli jest ku temu okazja, to dlaczego nie wykorzystać dostępnego drewna po likwidacji sadu lub cięciu drzew owocowych? Na początku należy oszacować, o jakie ilości chodzi, aby nie okazało się, że „skórka niewarta wyprawki”. Te i inne pytania stawiamy sobie już od lat. Badania wykonane w Instytucie Ogrodnictwa przez dr. Jacka Rabcewicza wykazały, że ilość „produkowanego” drewna w polskich sadach systematycznie spada, ponieważ zwiększa się powierzchnia sadów karłowych. Z hektara młodych sadów (5–6-letnich) można pozyskać zaledwie 0,7–1,5 ton drewna, ale w starszych sadach półkarłowych będzie to już 4–5 ton/ha. Niewątpliwie są to już ilości, którymi trudno pogardzić, mając na uwadze, że do ogrzania domu średniej wielkości wystarczy piec o mocy 30 kW, który rocznie potrzebuje około 30 ton drewna, a taką ilość drewna można pozyskać już z 6–8 ha sadu. W przypadku większych sadów drewna jest znacznie więcej i trudno je będzie zagospodarować we własnym zakresie.
W najbliższej perspektywie, do czasu wygaszenia kryzysu energetycznego, świat zapomni na krótko o dalszych ograniczeniach ekologicznych. Później jednak, gdy wszystko wróci do normy, należy liczyć się z kolejnymi restrykcjami związanymi choćby ze smogiem w Polsce, którego źródłem jest tzw. niska emisja związana z użyciem prymitywnych pieców, w tym także do spalania drewna. Z tego też powodu przed podjęciem szerszych działań o charakterze inwestycyjnym należy dobrze rozpoznać nie tylko bieżące, lecz i przyszłe ograniczenia w tym zakresie.
Nie mniej istotny jest sposób usunięcia drewna z sadu z uwagi na coraz mniejszą szerokość uliczek roboczych. Wprawdzie wąskie ciągniki i opryskiwacze są już w powszechnym użyciu, to trudno sobie wyobrazić użycie w takich sadach znacznie szerszych zgarniaczy widłowych. Wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem będzie wąski rozdrabniacz bijakowy z opcją ładowania rozdrobnionej biomasy na przyczepę lub do worków typu Big-Bag. Dodatkową zaletą rozdrabniacza bijakowego będzie pozbycie się ostrych kawałków drewna, pozostałego po pracy rozdrabniacza rotacyjnego, będącego prawdziwą zmorą sadowników z powodu częstych przebić ogumienia ciągników.
Kolejnym problemem będzie sposób zagospodarowania tak pozyskanej biomasy, a zwłaszcza z jej suszeniem. Należy bowiem pamiętać, że wartość opałowa mokrego drewna może być nawet o połowę mniejsza od drewna suchego. Łatwo to wyjaśnić znacznymi stratami energii na odparowanie wody, a jest to nawet do 200–300 l/tonę. O ile grubsze kawałki drewna po likwidacji sadu można łatwo wysuszyć pod lekkim zadaszeniem, to z rozdrobnionym drewnem nie jest już tak łatwo. Wszystko więc wskazuje, że potrzebna będzie inwestycja w suszarnię. A jeśli już suszarnia, to wymaga ona nie tylko miejsca, ale i stałego nadzoru. W związku z tym warto rozważyć większego odbiorcę, którym mogą być obiekty użyteczności publicznej (np. urzędy, szkoły) lub firmy i bloki mieszkalne zlokalizowane w najbliższym sąsiedztwie. Grupy producenckie mogą natomiast rozważyć współpracę z energetyką zawodową, która jest zainteresowana pozyskiwaniem i spalaniem biomasy. Nie dalej jak kilka lat temu jedna z dużych firm energetycznych rozważała pozyskiwanie drewna z rejonu grójecko-wareckiego. Może więc przyszedł już czas, aby powrócić do tego tematu?
PROF. DR HAB.RYSZARD HOŁOWNICKI
IO-PIB SKIERNIEWICE
Artykuł pochodzi z listopadowego wydania Miesięcznika Praktycznego Sadownictwa SAD
Pan profesor to chyba w bloku mieszka,bo fantazja Go nieco poniosła .Do ogrzania średniego (150 m²) domu wystarczy kocioł 15 kw i 20 m przestrzennych drewna czyli ok. 6-8 ton.