Ta popularna maszyna ma już w Polsce niemal 30-letnią historię. Podobnie jak w przypadku pozostałych urządzeń z tej serii publikacji, na jej rozpowszechnienie również musieliśmy nieco poczekać…
Od kilku lat wiosną widzimy w polskich sadach liczne wygarniacze/wymiatacze do gałęzi. W Polsce produkowane są narzędzia całorzędowe i połówkowe, montowane z tyłu lub z przodu ciągnika. Tego typu maszyny są przede wszystkim odpowiedzią na konieczność obniżania kosztów pracy w gospodarstwach sadowniczych. Przeglądając maszynowy informator wydany przez Instytut Ogrodnictwa w Skierniewicach w latach 90-tych roku widzimy maszynę spełniającą taką właśnie funkcję.
W publikacji czytamy: „(…) Elementem roboczym jest wirnik wyposażony w sprężyste ramiona zgarniające. Zamocowany jest na specjalnie skonstruowanej ramie umożliwiającej asymetryczne usytuowanie względem ciągnika. Ruchomo zamocowana osłona wirnika zapewnia bezpieczne omijanie pnie drzew. (…)”
Niżej, w specyfikacji technicznej czytamy o masie 380 kg, pracy w sadach o rozstawie od 4,0 do 6,0 metrów oraz wydajności na poziomie 0,4 hektara na godzinę. Jak widać urządzenie było przystosowane do typowych nasadzeń z lat 90-tych. Producentem był Zakład Doświadczalny Mechanizacji Ogrodnictwa w Skierniewicach.
Tradycyjnie w tej serii artykułów pytamy, dlaczego rozwiązanie nie zyskało na popularności już w latach 90-tych? Odpowiedź w tym wypadku jest nieco trudniejsza. Mieliśmy już przecież gospodarkę rynkową, więc produkcja przez prywatne firmy (z wyjątkiem zakupu licencji) nie była problematyczna.
Pamiętajmy, że wówczas produkowaliśmy niespełna 1/3 obecnego wolumenu jabłek, a sadownicy nie notowali niedoborów siły roboczej. Z drugiej strony nie ulega wątpliwości, że niezależnie od okresu czy rozstawy drzew, popularyzacja tego typu maszyn przyniosłaby te same korzyści w postaci niższych kosztów produkcji jabłek.
Poprzednia publikacje z serii:
Stare, nowe maszyny – część 1, listwa do cięcia mechanicznego
Stare, nowe maszyny – część 2, otrząsarka do wiśni
źródło: Maszyny i urządzenia dla sadownictwa / prof. dr hab. Zdzisław Cianciara, dr inż. Paweł Wawrzyńczak / Wydanie Instytutu Ogrodnictwa w Skierniewicach 1994
Najprostszym przykładem starej-nowej maszyny w sadownictwie jest prosty jak cep, rozdrabniacz do gałęzi za 1200 zł, na przekładni kątowej od Stara, czy Bizona(nie wiem dokładnie) vs rozdrabniacz, koniecznie z dofinansowaniem EU, za 70 000zł lub więcej. Szkoda, że sadownik, czy rolnik tego nie widział, gdy wciągany był w zachodnią machinę lichwy. Teraz dofinansowania się skończyły, a rolnik/sadownik został z nowoczesnym sprzętem za gruby serwisowo hajs… Dlatego teraz C-360, którymi PGR’y były obrabiane jeszcze w latach „80, które to ciągniki te czasy jeszcze pamiętają, teraz właśnie wracają do łask i w dobrym stanie kosztują ok. 30 000zł. Jedyne, co jest na plus tej ewolucji, to skrzyniopalety zamiast dygania skrzynek oraz technologia przechowalnictwa. Maszyny były proste, bezawaryjne i sprawdzały się znakomicie, robiąc tę samą robotę, co maszyny za setki tysięcy złotych ze zobowiązaniami finansowymi, mimo dofinansowań EU.