Posłanka partii rządzącej zaproponowała dopłaty do malin. Postulat, a najprawdopodobniej obietnicę przedwyborczą, trudno nazwać inaczej niż spóźnioną. Zwłaszcza, że do wyborów pozostało już niewiele ponad tydzień.
– (…) W związku z powyższym proponujemy wprowadzenie jednorazowej dopłaty w wysokości 4 zł do każdego kilograma sprzedanej maliny na podstawie faktur RR, VAT wystawionych w 2022 roku. Byłaby to pomoc krajowa. Jako rok referencyjny należy uznać 2022 rok, w związku z tym iż w roku bieżącym większość owoców nie została zebrana – stwierdziła posłanka Beata Strzałka.
Słowa te padły z ust parlamentarzystki podczas wizyty ministra Roberta Telusa w przetwórni w Tarnogrodzie. Propozycja z punktu widzenia plantatorów może wyglądać chwytliwie na koniec tragicznego sezonu 2023. Być może ktoś nawet już przyjął do wiadomości, że takie dopłaty naprawdę będą realizowane.
Jakie są fakty? Na stronach ministerstwa i w sprawozdaniu ze spotkania nie ma ani słowa o tej propozycji. Nie odniósł się do niej także minister Telus. Poza tym, żeby mówić o realnych dopłatach, każdy tego typu pomysł musi przejść ścieżkę legislacyjną. O tym również nie znajdziemy żadnej informacji na rządowych stronach.
Sezon 2023 dla producentów malin minął pod znakiem wyjątkowo niskich cen i ograniczeń w skupie. Efekty rządowej pomocy były symboliczne. Ponadto maliny jesienne są skupowane od 3,00 do 4,00 zł już od wielu tygodni. Czemu zatem pomysł dopłaty 4,00 zł do każdego kilograma pada kilkanaście dni przed wyborami?