Jednym z rozwiązań na poprawę rentowności gospodarstw jest wzrost udziału producenta w cenie detalicznej. To samo 50 gorszy to być albo nie być dla setek gospodarstw sadowniczych w Polsce, a detaliści będą nadal zarabiać.
Sadownik, który ogląda w marketach ceny detaliczne polskich jabłek czy gruszek nierzadko odchodzi z działu owocowo-warzywnego z poczuciem niesmaku. Te zaczynają się od 3,49 zł/kg w górę, jeśli mówimy o regularnej sprzedaży. Ceny detaliczne wzrosły, ponieważ jak tłumaczą się sieci, wzrosła inflacja i koszty prowadzenia biznesu. Dla konsumenta wzrosną jeszcze bardziej, gdy wróci poprzednia stawka podatku VAT.
Pójdźmy dalej. Dostawcy jabłek (grupy producenckie) do największych sieci handlowych w porównaniu z ubiegłym sezonem również otrzymują nieco wyższe ceny. Argumenty są te same – wyższe koszty sortowania i transportu. Podsumowując konsument ponosi wyższe koszty pośrednika i detalisty. Jednak sadownik, który ma największe koszty i największe ryzyko otrzymuje za swój produkt nierzadko zaledwie 20% ceny detalicznej.
Ta patologiczna struktura w handlu wydaje się tylko umacniać w naszym kraju, jeśli spojrzymy na nią z perspektywy ostatnich lat. Markety działające w Polsce, nierzadko operują na marży, która jest wyższa od całkowitej ceny, jaką otrzymuje producent! (1,00 zł na kilogramie i więcej). Marże pośredników są niższe, ale nadal istnieją. Dziś to pojęcie w zdecydowanej większości obrotu jabłkami jest obce polskim sadownikom.
W związku z powyższym musimy zmienić udział zysków w końcowej cenie jabłek. Jeśli markety zarobią 50 groszy na kilogramie mniej to nadal będą zarabiać i wychodzić na przysłowiowy plus. Z punktu widzenia tego wyjątkowo trudnego sezonu to samo 50 gorszy to być albo nie być dla setek gospodarstw sadowniczych w Polsce.