Prognozy nadal się nie zmieniają i wciąż przewidywane są przymrozki i to kilkukrotne. Wegetacja z pewnością przyspieszy przez kolejne dwie doby, przez co podjęcie ochrony wydaje się uzasadnione. Sadownicy mają jednak niemały dylemat. Czy uruchomiać zraszanie nadkoronowe już teraz, czy wstrzymać się do momentu, kiedy przymrozki zagrożą przy bardziej zaawansowanej wegetacji?
Kiedy wyłączamy instalację zraszania nadkoronowego?
Wszelkie publikacje mówią, że nawadnianie nadkoronowe wyłączamy dopiero wtedy, gdy lód się rozpuści i spadnie z roślin, a nie w momencie, kiedy temperatura wzrośnie powyżej zera. W praktyce sadownicy wyłączają je w momencie, kiedy lód nie roztopił się co prawda całkowicie, ale wtedy, kiedy pod wpływem topnienia zaczyna oddzielać się od tkanek roślin.
Aktualne prognozy pogody są niepokojące. Według nich np. w niedzielę, 6 kwietnia, będzie zaledwie kilka stopni powyżej zera w ciągu dnia, co utrudni roztapianie się lodu. Dodatkowo będzie wietrznie, być może pochmurno. Wiele może się jeszcze zmienić, ale załóżmy właśnie taki scenariusz. Wiatr będzie osuszał lód, który może zalegać przez cały dzień. Jeśli nocą temperatura znów spadnie poniżej zera, może być konieczne utrzymanie działania zraszaczy przez wiele godzin…
Jeśli po przymrozkowej nocy dzień będzie zimny, lód się nie rozpuści. Brak wydajnych systemów dostarczających wodę do zraszaczy może prowadzić do długiego pokrycia roślin lodem i obłamywania się pędów oraz gałęzi. Takie zdarzenia miały już miejsce w przeszłości.
Czy nasza instalacja sprawdzi się w takich warunkach?
Wysokość przymrozków, a także długość ich utrzymywania się na pewno zweryfikuje sprawność poszczególnych systemów: czy nie zabraknie wody? Czy kilkunastogodzinne nawadnianie będzie możliwe?
Będzie to na pewno sprawdzian dla wielu instalacji. Czy wszyscy mają tak sprawne systemy?
Właśnie z tego względu włączenie zraszaczy podczas najbliższych przymrozków jest ryzykowne i wymaga dokładnego przemyślenia.
Silny wiatr też nie pomoże
Dodatkowo prognozy przewidują silny wiatr nocą. Pytanie brzmi, czy silny wiatr pozwoli wodzie równomiernie dotrzeć do drzew, pędów i pąków? Jeśli woda nie będzie podawana systematycznie, nie stworzy się odpowiednia otoczka lodowa, a rośliny zostaną wychłodzone, co negatywnie wpłynie na ich kondycję. Wielu sadowników pamięta sytuacje, gdy opryskiwali sady wodą z opryskiwacza, co przy dużych powierzchniach kończyło się tragicznie z powodu niewystarczającej ilości wody i braku odpowiedniej warstwy lodu.
W sadach mamy zraszacze pełnoobrotowe, które mają zapotrzebowanie na wodę na poziomie około 30 m3/ha w ciągu godziny, mamy też fippery. Na pewno, jeżeli zraszacze pełnoobrotowe są dobrze rozmieszczone, ten system będzie skuteczniejszy, jeśli będziemy mieli silny wiatr. Flippery mogą nie sprawdzić się podczas powiewu bocznego wiatru. Może okazać się, że woda będzie wówczas spadała w międzyrzędzia a nie na drzewa.
Ryzyko jest duże
Decyzja zawsze pozostaje kwestą indywidualną. Pozostaje tylko bacznie śledzić pogodę i dostosować działania do warunków we własnym sadzie. Można też nie włączać zraszaczy na całym sadzie, a jedynie na gatunkach/odmianach o najbardziej zaawansowanej wegetacji. Jednak ostatecznie wszyscy liczą na to, że prognozy pogody się zmienią i przymrozki w ogóle nie wystąpią.