Już przed Świętami Wielkanocnymi widoczny był wzrost popytu na jabłka deserowe. Wtedy pierwsze firmy handlowe oferowały po 2,00 zł/kg w przypadku Red Jonaprinca i Ligola. Obecnie widzimy kolejne wzrosty, największe na Idaredzie. Z czego to wynika?
Warto zacząć od tego, że przez cały sezon przechowalniczy to właśnie Idared był najtańszą, najtańszą odmianą (po Glosterze). Przy zwiększonym popycie, biorąc pod uwagę ogólnie wyższe ceny niż w ubiegłym sezonie, końcowi odbiorcy decydują się na tańsze jabłka. W efekcie zwiększają popyt na daną odmianę i dochodzi do widocznych wzrostów. Tak też się dzieje
w przypadku Idareda, zwanego przez sadowników Panem Idaredem. Wiele wskazuje na to, że to właśnie Idared będzie królem eksportu wiosną i wczesnym latem.
Dochodzą do tego same właściwości odmiany. Idared jest powszechnie znany z dobrych właściwości przechowalniczych. Jeśli chodzi o wytrzymałość w transporcie, również jest
w czołówce odmian. Biorąc pod uwagę przebieg tego sezonu przechowalniczego
i słabszą kondycję jabłek, wybór Idareda z punku widzenia odbiorcy z sąsiedniego kraju wydaje się być dobrym rozwiązaniem. Ponadto jest on główną odmianą sprzedawaną wiosną na tak zwany „bliski eksport” czyli Czechy, Słowacja czy Rumunia. W związku z tym zainteresowanie odmianą nie powinno spaść.
Zdaniem niektórych, pandemia Covid-19 , przyczynia się do zmian preferencji konsumentów. Kosztem importowanych warzyw i owoców, zyskują między innymi jabłka. Twarde jabłka można również dokładnie umyć, czego niestety nie zrobimy w przypadku truskawek. Jak wspominają nam pośrednicy, sprzedający na zieleniakach, zrezygnowali oni z handlu importowanymi truskawkami, z powodu braku zainteresowania konsumentów.
Kolejny aspekt to cytrusy. Są one teraz nieco droższe. Winna temu stanowi rzeczy jest pandemia. Przejazd przez granice jest utrudniony. Brakuje także pracowników
w transporcie i logistyce. Efektem tego są wyższe koszty usług, które wpływają na wyższe ceny owoców cytrusowych. Wyższe stawki w połączeniu z mniejszą podażą cytrusów, sprawiają, że na całej tej sytuacji zyskują nasze jabłka.
Jest jeszcze kilka mniej znaczących zmiennych. Niektórzy twierdzą, że nie bez znaczenia jest fakt wystąpienia przymrozków i raportowanych strat. Tak czy inaczej widoczna jest ogólna tendencja do konsumpcji jabłek. A za nią idzie presja zakupowa ze strony kupujących, którzy chcą zaopatrzyć rynek. Jabłek w tej chwili już tylko ubywa, więc można spodziewać się kolejnych wzrostów cen. Zdaniem wielu wyprzedanie się z jabłek do końca będzie tej wiosny szybsze niż kiedykolwiek.
W roku bez epidemii wróżyłoby to dobrze co do popytu na owoce miękkie. Jednak w tym przypadku jest zbyt wcześnie, żeby to oceniać, ponieważ zmiennych jest znacznie więcej niż w przypadku jabłek.