W ostatnim czasie temat handlu jabłkami i płatności za nie jest niezwykle gorący. Sadownicy zmagają się z wieloma nieuczciwymi kontrahentami. Walczą o pieniądze i starają się nagłaśniać sprawy potencjalnych oszustów.
Mój rozmówca – pośrednik z zagłębia grójeckiego, jest zdania, że czasem sami są sobie winni. Powtarza stare porzekadło, że „chytry traci dwa razy”. Z własnego doświadczenia wie, że czasem 10 groszy więcej u konkurencji, to dla sadownika brak płatności i walka o swoje pieniądze. Na potrzeby tego artykułu nazwijmy go panem S.
Mój rozmówca handlem zajmuje się od lat. Najpierw sprzedawał na „kilówce” zaopatrując się na Broniszach. Potem przyszły większe ilości, i tak to się powoli rozkręcało. Obecnie działa w zagłębiu grójecko – wareckim.
S. ma bardzo wyraziste poglądy. To co mnie „wbiło w fotel” to stwierdzenie, że polski sadownik nie lubi być szanowany. Prosząc o wyjaśnienie przytacza szereg przykładów. Po pierwsze wymaganie płatności gotówkowych. Sam płaci gotówką. Ale wiąże się to z odrobinę niższa ceną. Zdarzyło się nie raz, że producent woli 1,70 zł/kg na papierze za 90 dni, niż 1,60 zł/kg wyłożone na stół. Dlaczego? Rozmówca wraca do tezy z początku akapitu. Ale sam nie rozumie takiego zachowania. Tam gdzie wyższa cena, było tragiczne sortowanie, reklamacja i potrącenie. Sumarycznie taniej niż on sam oferował. Ale ten sam sadownik dalej handluje z innym pośrednikiem. Może to syndrom sztokholmski? – dodaje.
Zdaniem rozmówcy zdarza się, że obecnie handel to często gra pozorów. I tu opowiada ciekawy przykład – przykład wyglądu kupującego. Dwóch kupujących oglądało jabłka. Pierwszy w zwykłych ubraniach, w 15 letniej Hondzie, płacił gotówką. Drugi ubrany elegancko, Mercedes w leasingu, płacił przelewem po 60 dniach. Z którym sadownik dokonał transakcji? Podobno z tym drugim.
S. ma z tego powodu wielki żal do sadowników. Zdarzyło się nie raz nie dwa, że przez to, że ktoś płaci 5 czy 10 groszy więcej za 100 dni, on sam nie kupił jabłek i nie zrealizował zamówienia od swojego odbiorcy.
Kolejną ciekawą rzeczą, którą zaobserwował S. przez lata handlu jest zależność jakości jabłek od ogólnej schludności gospodarstwa. Stwierdza z pełnym przekonaniem, że tak jak wygląda „obejście” takie są jabłka na dnie skrzyniopalety. Przeżył to nie raz na własnej skórze. Budynki nie muszą być duże, a ciągniki nowe. Jeśli jest schludnie i czysto, a chłodni i pakowni panuje porządek, to on sam mniej obawia się o jakość jabłek. Jego zdaniem schemat potwierdza się w 95%.
Przewinął się także wynikający z powyższego temat handlu za wagę w skrzyni. Zdaniem rozmówcy na dużą skale nie będzie go w polskim sadownictwie jeszcze prze 15 lat. Dlaczego? Bo za dużo jest jeszcze cwaniactwa. Sam doświadczył wielokrotnie partii towaru gdzie od dna do połowy skrzyni były jabłka z gorszej kwatery a od połowy ku górze były owoce premium.
Ale sam dodaje potem. „Handel za wagę w skrzynie – tak! Tylko obie strony musza być uczciwe”
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Z tym się obaj zgodziliśmy. S. twierdzi, że wszyscy, którzy najwięcej krytykują w sieci pośredników, powinni sami spróbować sił w handlu co najmniej przez jeden sezon.
Karol Pajewski