Obecny sezon wiele zmieni w polskim sadownictwie. Nasili również dyskusję o kosztach produkcji i jej rentowności. Można przypuszczać, że większy odsetek sadowników będzie dokładniej przyglądał się kosztom. Czemu nadal stosunkowo rzadko je liczymy? I co najważniejsze, dlaczego nie wliczamy w nie kosztów pracy własnej?
Możemy potocznie powiedzieć, że liczenie kosztów w branży sadowniczej nadal „kuleje”. Nie wolno generalizować ponieważ są wyjątki. Niemniej widać w tej kwestii pewne zależności. To zastanawiające, ponieważ w warunkach gospodarki rynkowej koszty prowadzenia biznesu (a tak należy dziś definiować produkcję rolną) są fundamentalnym zagadnieniem.
Najbardziej zastanawia fakt, czemu nie liczymy własnej pracy. Jak każda, także praca właściciela gospodarstwa sadowniczego ma swoją wartość. Może nie warto wchodzić w szczegóły czy powinno to być 15, 20, 25 zł za godzinę. Ważne, żeby taki punkt znajdował się w wyliczeniach. W związku z tym pomijamy wartość pracy, jaką kosztuje na przykład przygotowanie jabłek do sprzedaży na rynkach hurtowych. Po pierwsze są to godziny poświęcone sortowaniu jabłek w gospodarstwie. Po drugie godziny spędzone na rynku hurtowym. Wszystkie te koszty należy odjąć od cen po jakich nasze jabłka są sprzedawane.
Jak wielu producentów bierze pod uwagę przy sprzedaży fakt wzrostów cen oleju napędowego, nawozów, środków ochrony roślin czy energii elektrycznej? Obok faktu nie liczenia kosztów własnej pracy praktycznie nie istnieje zagadnienie amortyzacji ciągników i maszyn, które również jest ważne. Wobec rosnących kosztów i inflacji sadownicy będą musieli całkowicie zrewidować swoje podejście do zagadnienia kosztów produkcji. Zwłaszcza w najważniejszym momencie sezonu – sprzedaży jabłek.
Dokładna kalkulacja kosztów produkcji oparta na podstawowej, prostej księgowości w ramach gospodarstwa nadal jest rzadkością wśród polskich sadowników. Niemniej w ostatnich latach można odnieść wrażenie, że jest coraz częstsza. Ponadto coraz częściej o kosztach dyskutujemy co powinno sprawiać, że będą one znacznie częściej przez sadowników liczone.
Trudno znaleźć tego dokładne przyczyny problemu. Jeszcze 20 czy 30 lat temu przy kilkukrotnie niższych kosztach produkcji, ceny były wyższe od dzisiejszych, więc teoretycznie zagadnienie to nie było pojedynczemu producentowi szczególnie potrzebne.
Zagadnienie w pewnym sensie przenosi się na instytucje i urzędy, które są związane z rolnictwem. Jak przyznają eksperci, instytucje te za mało wiedzą o strukturze finansowej pojedynczych gospodarstw w zależności od branży.