Specyfika pogodowa ubiegłego sezonu, czyli w wielkim skrócie przymrozki i susza, skutkowały znacznie mniejszym plonowaniem. Naturalnym mechanizmem, który zachodzi od zawsze jest przemienność owocowania jabłoni.
„Jabłoń domowa jest z natury przemienna, to my ją zmusiliśmy do corocznego plonowania”- tak mówi jeden ze starszych podręczników do sztuki sadowniczej.
Dzięki mniejszej ilości owoców w ubiegłym roku, drzewa wydały znacznie więcej pąków kwiatowych, niż miałoby to miejsce w przypadku normalnego plonu. Na odmianach, które odnotowały generalnie największy spadek produkcji ilość obserwowanych pąków jest niesamowita. Szczególnie na Ligolu i Red Jonaprincie.
Jednak jak informują sadownicy, przemęczone suszą drzewa wydadzą jakąś część pąków „oszukanych”. Czyli grube, jak kwiatowe, a w efekcie pąki liściowe.
Każdy pełnowartościowy pąk może wydać 5 kwiatów. Policzmy więc pąki na reprezentacyjnej gałęzi i pomnóżmy przez orientacyjnie liczbę gałęzi, tak jak na zdjęciach niżej.
Dwuletnia gałązka Princa, a na niej 11 pąków kwiatowych. Następnie pomnóżmy ilość pąków przez liczbę gałęzi. Mamy zatem 11 x 18 = 198 pąków. Następnie 198 pąków x 5 kwiatów = 990 kwiatów. Ilość wprost astronomiczna. A pamiętajmy, że w modelu sadu, w którym rośnie to drzewo, dla najlepszej jakości jabłek wystarczy nam około 100 jabłek na jednym drzewku.
Oczywiście pogoda może zrobić wszystko. A plon jesienią tego roku może być mniejszy od tego z 2017 roku. Zła pogoda w kwitnienie, wczesna wegetacja może być „zniszczona” przez większy mróz w kwietniu. Nikt także nie wie, czy znowu w maju nie wystąpią przymrozki.
Czytaj także: Zdaniem eksportera, ceny jabłek pod koniec sezonu powinny wzrosnąć.
Karol Pajewski