„Skończyć z dwuzawodowcami!” mówi część sadowników. W kontrze należy zapytać: jak można zabronić pracować i być przedsiębiorczym? Źródło problemu leży zupełnie gdzie indziej.
Obok „etatowych” sadowników jest w naszym kraju dosyć duże grono producentów, dla których sad jest dodatkowym źródłem dochodu. Jest to sytuacja powszechna. Ci pierwsi nierzadko krytycznie oceniają działalność drugich. Z drugiej strony nie można winić dwuzawodowców za chęć do pracy i większych dochodów. Przedsiębiorczość bezsprzecznie powinna być oceniana pozytywnie. Problem w kontekście polskiego sadownictwa jest o wiele bardziej skomplikowany.
W tym wypadku pojawia się również (swoją drogą bardzo słuszna) teza o zarobkach. Pracujący na etatach powinni zarabiać na tyle dużo, aby utrzymać rodzinę i mieć możliwość oszczędzania. Wówczas nie byłyby im tak bardzo potrzebne dodatkowe źródła dochodu (w tym produkcja owoców). Tej kwestii nie da się tak łatwo i szybko zmienić ponieważ nadal jesteśmy krajem rozwijającym się i „gonimy” zachód Europy. Nasze zarobki znacząco odbiegają od niemieckich, francuskich czy holenderskich.
Można się również spotkać z bardziej krytycznymi opiniami. W ich rozumieniu należy skończyć z dwuetatowymi sadownikami. Zwolennicy tej tezy są zdania, że Ci, dla których sad jest dodatkiem do pracy zabierają im zyski i nierzadko psują rynek. W jaki sposób można spełnić „żądania” tej grupy sadowników? Jest to po prostu niewykonalne.
Problemem nie są osoby, które chcą zarobić więcej, czy „dorobić” do wypłaty. Problemem jest nasza wewnętrzna sytuacja w kraju. Wysokie opodatkowanie pracy, inflacja czy kolejne, nowe daniny. Kluczem do rozwiązania problemu wydają się być zmiany ustrojowe, a nie zakazywanie komuś dodatkowej pracy. Na te się jednak w najbliższym czasie nie zanosi.
Jaką macie opinię na ten temat?