Minęło kilkanaście dni od interwencji Agrounii w sprawie fałszowania kraju pochodzenia truskawek. Wówczas jak zwykle pojawiały się skrajne opinie. Byli i tacy, którzy uważali, że podobne działania nie zmienią sytuacji. Jednak z perspektywy czasu można ocenić, że przyniosły realne, pozytywne skutki.
Część sadowników nie chce podejmować jakichkolwiek działań mających na celu poprawę sytuacji w branży. Twierdzą, że i tak nie uda im się jej zmienić. Inni biorą sprawy w swoje ręce i przekonują, że takie działania mogą przynieść efekt. Chociaż na pewno nie unikniemy fałszowania żywności, w ostatnich dniach obserwujemy znacznie mniej amatorów takich działań na Broniszach, a i importowane owoce nie są sprzedawane z tych samych miejsc co polskie.
Interwencja podjęta przez sadowników zrzeszonych w ramach Agrounii w sprawie fałszowania kraju pochodzenia truskawek odbiła się bardzo szerokim echem w branży ogrodniczej, a także wśród producentów i pośredników. Filmy dokumentujące proceder mają już miliony wyświetleń. Nie brakuje komentarzy oburzenia.
Wspomniane wydarzenia skutkują przede wszystkim tym, że na rynku w Broniszach sadownicy nie widują importowanych czereśni na otwartej przestrzeni. Przypomnijmy, że zgodnie z regulaminem importowanymi owocami można handlować wyłącznie na halach. W minionych latach w okresie letnim było to wręcz normą w przypadku czereśni i śliwek.
Niestety, sadownicy relacjonują, że proceder fałszowania nadal ma miejsce w przypadku czereśni. Importowane owoce z Serbii są przesypywane w popularne w Polsce w 15-kilogramowe plastiki i sprzedawane w ciągu dnia jako odmiana Kasandra.
Jak wiemy proceder fałszowania żywności dotyczył w minionych latach również czereśni i malin. Niemniej skala była znacznie mniejsza niż w przypadku truskawek. Wcześniej sprzedający zupełnie się z tym nie kryli. Dziś jest nieco inaczej… Jak widać presja ma sens. Z punktu widzenia producentów problem nie został jeszcze ostatecznie rozwiązany. Brak oficjalnych komentarzy przedstawicieli Ministerstwa Rolnictwa…