Ochrona przed gradem. Rozwiązania na trudne lata

Wykład dr. Tomasza Lipy, zaprezentowany w Łososinie Dolnej (11 lutego 2017 r.) na temat ochrony sadów przed gradem. Swoje wywody wykładowca podpierał obserwacjami i wyliczeniami z własnego, około 10 hektarowego sadu.


Z danych, jakie przedstawiał wynika, że ponad 60% powierzchni Polski jest obecnie zagrożonych gradobiciami. Szlaki gradowe nad naszym terytorium zmieniają się w ostatnich latach, grady pojawiają się lub stają się częstsze na terenach, gdzie nie notowano ich prawie wcale. Grad pojawia się wcześniej, niż jeszcze kilkanaście lat temu, potrafi też spaść i po połowie września.

Metody ochrony sadów przed gradem są dwie: działa lub siatki. Ta pierwsza jest dokuczliwa akustycznie; protesty sąsiadów dotyczą jednak nie tylko hałasu podczas „strzelań” – bywa, że sadownicy korzystający z tej broni są oskarżani o zmniejszanie się opadów, czego nie potwierdzają badania. Mniej konfliktogenne zdaje się być krycie sadów siatką choć i wtedy bywają problemy. Na przykład w Austrii, gdzie sadów bez osłon praktycznie już nie ma (nikt ich nie ubezpieczy) obrońcy środowiska wymogli zakaz używania siatek z białego tworzywa jako najbardziej szpecących krajobraz. Zielone i czarne jakoś „przełknęli” i jest kompromis.

Z badań i obserwacji wynika, że takie ustępstwa ze strony sadowników nie są specjalnie kosztowne dla nich. Te niepożądane (u nas na razie w tej sprawie jest cicho), białe, ograniczają dostęp światła słonecznego do liści o około 8-10%. Nieco bardziej cieniują drzewa siatki szare – w 14-18%, zaś czarne najbardziej zmniejszając natężenia światła o 18-25%. Trwałość siatek krystalicznych (białych) jest szacowana na 8-10 sezonów, szarych na 10-15, a czarnych na 20-25. W ubiegłym sezonie dr T. Lipa zauważył w swoim sadzie nieco paradoksalną sytuację – pod białą siatką wybarwienie ‘Szampiona Reno’ było nieco wyższe, niż na kwaterze tej odmiany rosnącej bez okrycia. Wytłumaczeniem może być uszkadzanie skórki rosnących owoców w słoneczne, upalne lata (taki był sierpień 2016 r.). Nawet jeśli nie zauważymy typowych oparzeń słonecznych (a nie brakowało ich ubiegłej jesieni) to owoce i tak już były uszkodzone przez nadmierne nasłonecznienie – w skórce zakłócona została przemiana barwników, synteza antocjanów była słaba.

Najważniejsze w wykładzie było sformułowanie odpowiedzi na pytanie o koszty, a dokładniej dlaczego są one tak wysokie. Zgadzając się, że nominalnie są wysokie dr T. Lipa przedstawił swoje doświadczenia – życiowe, z własnego sadu. W ostatnim sezonie odnotował u siebie niewielki grad – na tyle niegroźny, że go zbagatelizował: w dzień ani w dwa dni po opadzie nie widać było uszkodzeń na wyrośniętych już zawiązkach. Za to podczas zbioru wystąpiły one już na około połowie jabłek. Teraz z niepokojem czeka na fakturę rozliczającą odstawione do sortowania w grupie producenckiej owoce – ile jeszcze pójdzie na przemysł?

Po tym „wstępie” nastąpiło wyliczenie. Zakładając, że instalacja antygradowa kosztuje 75 tys. złotych na hektar powinniśmy odjąć od tej sumy około 15 tys. zł, jakie zapłacilibyśmy za konstrukcje dla drzewek. Pozostaje 60 tys. złotych – „do pamięci”. Teraz druga strona: zakładamy plon 60 t/ha i cenę zbytu (niekoniecznie nierealistyczną, nawet tym roku) w wysokości 0,9 zł/kg. To 54 tys. zł. Z tego 12 tys. zł odejmujemy – jest to wartość jabłek przemysłowych. Pozostaje przychód około 42 tys. zł z hektara. Trzeba go rozłożyć na okres eksploatacji instalacji i koniecznie porównać z szacunkiem strat jednorazowego gradobicia.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here