Sadownicy mogą ubezpieczyć się od przymrozków – w październiku, pół roku przed nowym sezonem, a w dodatku w trudnym pod względem handlu momencie. Czy wielu się ubezpieczy? Wątpliwe. Ale nie będzie już można powiedzieć, że nie można było się ubezpieczyć, bo możliwość była, a co z tego, że nieopłacalna.
Co roku można ubezpieczyć się jesienią od negatywnych skutków przezimowania, jednak w praktyce jest to skierowane jest przede wszystkim do rolników, którzy mogą ubezpieczać uprawy ozime zbóż i rzepaku właśnie przed mrozem czy na przykład nawalnym deszczem. Sadownicy znacznie rzadziej korzystają z tej możliwości, bo dobrze wiemy, jak zazwyczaj wyglądają zimy w Polsce. Oczywiście można powiedzieć, że ostatnia zima pokazała swoją siłę, ale czy cała rzesza sadowników będzie ubezpieczać się teraz od negatywnych skutków przezimowania? Raczej nie.
Różnica polega na tym, że tej jesieni można ubezpieczyć się również od wiosennych przymrozków w sadach. Wydaje się, że jest to pokłosie sytuacji wiosną 2021, kiedy praktycznie nie można było ubezpieczyć swoich upraw – chętnych było zbyt wielu, a środków zbyt mało. W efekcie można ubezpieczyć się jesienią. Tylko czy na to czekali sadownicy?
Po pierwsze sytuacja rynkowa, jeśli chodzi o sprzedaż i ceny jabłek nie jest obecnie najlepsza. Nie wiadomo też co przyniosą kolejne miesiące. Czy sadownicy zainwestują już teraz w ubezpieczenie, jeśli nie wiedzą, w jakich cenach uda im się sprzedać jabłka? Druga kwestia – czy zainwestują, chociaż nie wiedzą, jak potoczy się zima i czy pąki nie będą przemarznięte? Umowy nie będzie można rozwiązać wiosną, jedynie zmniejszyć wielkość plonów. Stawki też są wysokie, mówi się nawet o kilkunastu procentach zarówno dla lepszych, jak i gorszych klas gleby. Czy będzie to zatem opłacalne? Dla wielu sadowników to raczej pytanie retoryczne.
W mediach pojawiają się takie informacje: „W budżecie Państwa zwiększona została do 900 mln zł kwota dopłat do składek ubezpieczeniowych przeznaczona na rok 2021. Wszyscy chętni rolnicy mogą się ubezpieczać.” Liczba robi wrażenie, ale tylko na niezaznajomionych z tematem. W praktyce sadownicy otrzymali wędkę, ale bez haczyka. Teraz już nie będzie można powiedzieć, że sadownicy nie mieli możliwości ubezpieczenia się, bo mieli. Ale czy kogoś obchodzi, że decyzję trzeba było podjąć pół roku wcześniej, a w dodatku w trudnym sprzedażowo sezonie? No właśnie.