Sadownicza matematyka 2019

Odmiany jabłek

Owoców będzie mniej i co do tego nikt nie ma wątpliwości. W naszej polskiej rzeczywistości dla jednych wyniki powinny być jak najniższe a innym zależy żeby pokazać że towaru będzie jednak więcej. Sprawdza się tu przysłowie że jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Przy czym trochę zapominamy, że nigdy nie umieliśmy faktycznie policzyć ile czego produkujemy. Szczególnie widać to w przypadku jabłek.

Kto w Polsce liczy ile mamy jabłek czy innych owoców ? Mamy oczywiście Główny Urząd Statystyczny, MRiRW, są Instytuty choćby IERiGR, uczelnie rolnicze, jest KOWR, banki, organizacje branżowe, i  przetwórcy. No i oczywiście mamy samych sadowników, którzy widzą co dzieje się w ich sadach i najbliższym ich rejonie. Niestety nie doczekaliśmy się efektywnego systemu i sposobu szacowania plonów. Sytuacja komplikuje się dodatkowo w jabłkach bo tam interesuje nas jeszcze skład odmianowy a także zapasy w poszczególnych miesiącach. Na pewno sprawę utrudnia bardzo duże rozdrobienie produkcji sadowniczej i niechęć do ujawniania informacji o swojej produkcji nie tylko przez indywidualnych sadowników ale także grupy producenckie czy firmy handlowe. Konkurencja! Po sezonie okazuje się że najbardziej precyzyjnymi danymi dysponują przetwórcy – bo to dla nich kluczowa informacja.

To bardzo smutne, że mimo miliardów złotych wydatkowanych na wsparcie produkcji nie udało się dać  sadownikom i plantatorom skutecznego narzędzia w postaci niezależnej informacji na temat  dynamiki produkcji, szacunków zbiorów czy stanu zapasów. To co mamy w tej chwili jest nie dość że mało precyzyjne to często spóźnione i oderwane od rzeczywistości. O tym że taka sytuacja sprzyja spekulacjom czy wykorzystaniu przewagi nad dostawcami można się przekonać choćby na przykładzie postępowania UOKiK w sprawie nieuczciwych praktyk firmy Dohler, potentata na rynku koncentratu jabłkowego o czym pisaliśmy niedawno https://www.sad24.pl/aktualnosci/pokuta-dohlera/

Obrazowo można określić naszą produkcję  jabłek w ostatnich dwóch sezonach jako stosunkowo niewielką w 2017 i rekordową w 2018. Ile mieliśmy jabłek w sadach w poprzednim sezonie  – 4,5 a może 4,75 a może nawet ponad 5 milionów? Takie 300 czy  400 tysięcy ton różnicy w różnych wynikach to odpowiednik produkcji w Serbii czy Holandii i Belgii. Czemu o tym piszemy teraz. Jest bardzo realna przyczyna…

W świat poszła, za pośrednictwem holenderskiego portalu Fresh Plaza, informacja że Polska może zebrać tylko 15% owoców. Pytanie pierwsze na jakiej podstawie autor tego artykułu tak wyliczył „nasze” przyszłe zbiory? Przy całym szacunku dla cytowanych w tym artykule ekspertów raczej nie są oni specjalistami w szacowaniu produkcji w Polsce. Drugie pytanie to kwestia daty przygotowania tej informacji – do zbiorów chociażby Gali mamy jeszcze ponad trzy miesiące – i za wcześnie jest szacować ile owoców faktycznie pozostanie. Trzecia sprawa chyba najistotniejsza to do jakiej wartości naszych zbiorów się odnosił skoro my sami nie wiemy do końca ile rok temu zebraliśmy jabłek. Pozostaje kwestia jakości tego co trafi jesienią do chłodni. Piętnaście procent z  5 milionów to 750 tysięcy ton:  to puszczając wodze fantazji i patrząc na dane z poprzednich lat 500 tysięcy powinniśmy zjeść sami, pozostałe 250 tysięcy wyeksportujemy a może pójdzie koncentrat. Niemożliwe, nielogiczne…raczej to drugie! Ile wtedy powinno kosztować jabłko w skrzyni po zbiorze, po sortowaniu w kwietniu 2020 a ile w detalu, ile trzeba by go zaimportować i co zrobiliby przetwórcy, których moce przerobowe mocno przekraczają 2,5 miliona ton.

Zdecydowanie lepsza i bardziej odpowiadająca realiom obecnej sytuacji w naszych sadach i jagodnikach jest wstępna prognoza przygotowana przez ZSRP https://www.sad24.pl/aktualnosci/prognoza-zbiorow-owocow-w-2019-wedlug-zsrp/

Jeden z sadowników komentując nasz wpis na FB, a prezentujący holenderski artykuł,  zauważył że nie tylko ucieszy on naszych konkurentów z innych krajów – ale może „odstraszyć” część importerów od zakupów naszych jabłek. To zawsze działa w dwie strony – tam gdzie jest powtarzalna jakość i silna marka i skuteczny marketing nawet przy wysokich cenach klienci wracają. Jeżeli głównym kryterium jest niska cena to taki klient zawsze będzie szukał najtańszego dostawcy. Pamiętajmy też że w dalszym ciągu rynek rosyjski jest dla naszych owoców niedostępny a konkurencja nie dosyć że nie śpi to jeszcze rośnie.

Polskich jabłek będzie mniej i zarówno przetwórcy, importerzy,  detaliści a także konsumenci będą musieli za nie więcej zapłacić. Jak faktycznie te ceny będą wyglądały zależy nie tylko od wielkości zbiorów ale przede wszystkim od solidarnej postawy samych sadowników, którzy powinni szanować owoce swojej pracy. Produkujemy przecież głównie jabłka deserowe? Przestrzegamy przed myśleniem …teraz sobie „na nich” odbijemy fatalny rok 2018 –  bo niestety nie jesteśmy jedynym europejskim dostawcą jabłek wiec warto zachować chłodną ocenę sytuacji.

AP

 

 

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here