Sezon malinowy w pełni, a ceny satysfakcjonują plantatorów. Niemniej podobnie jak w Serbii również polscy producenci muszą się zmierzyć z szeregiem problemów.
Tegoroczny sezon malinowy bez wątpienia jest wyjątkowy pod wieloma względami. Z jednej strony producenci cieszą się ze stawek na punktach skupu (12,80 klasa pierwsza, 13,20 klasa ekstra). Jednak znajdziemy plantacje, gdzie owoce spadają na ziemię… ponieważ nie ma ich kto zebrać z powodu braku pracowników.
Chociaż przy sprzyjających warunkach możemy z jednego hektara zebrać ponad 20 ton malin to ciężko określić tegoroczne plonowanie. Zdaniem Sławomira Kopcia w okolicach Kraśnika jest ono niezwykle zróżnicowane. – Można natomiast stwierdzić, że tegoroczne zbiory będą w ogólnym ujęciu 30 – 35% niższe od pełnego plonowania.
Niemniej nasz rozmówca jest zdania, że stawki oscylujące wokół 13,00 zł za kilogram rekompensują wspomniane zmniejszenie zbiorów. – Podpisuje się pod opiniami producentów, że nie potrzebujemy kolejnych rekordów cen skupu, tylko stabilizacji – dodaje.
Pokłosiem wysokich cen jest wspominana przez nas sytuacja, w której producenci nie sprzedają owoców deserowych na rynkach hurtowych. Oczywiście malin deserowych na rynku nie brakuje, niemniej trend jest zauważalny. Z kolei wysoki popyt na maliny do tłoczenia sprawia, że skupy, a co za tym idzie zakłady nie skupią w tym sezonie wystarczających ilości owoców najwyższej jakości. Różnica między cenami skupu jest zbyt mała.
Producenci malin w tym sezonie mierzą się z kilkoma poważnymi trudnościami. Największy z nich to niedobór rąk do pracy. Pan Sławomir opowiada, że widuje plantacje, na których owoce opadają nie z powodu braku zbytu, a braku rąk do pracy. Można przekornie stwierdzić, że nie brakuje rąk do pracy wśród złodziei. Wysokie ceny kuszą potencjalnych amatorów łatwego zarobku. Liczba kradzieży malin w kraśnickim zagłębiu nie spada.
W powiecie kraśnickim skradziono malin za ponad 10 000 zł