W interesie szeregu zagranicznych firm było, aby ten skup się nie udał, a jego wpływ na rynek był jak najmniejszy. Mimo tego skupiono kilkanaście tysięcy ton malin, które w formie przetworzonej już znajdują swoich nabywców.
W trakcie Jagodowych Trendów nie tylko podczas wystąpień i debaty dużo czasu poświęcono rządowemu skupowi malin. Również rozmowy kuluarowe często dotyczyły tego tematu. Wśród plantatorów przeważają sceptyczne komentarze, jednak jak zwracają uwagę osoby bezpośrednio zaangażowane w skup, wokół tematu pojawia się również wiele nieprawdziwych informacji…
Podczas konferencji w Kraśniku rozmawialiśmy między innymi z p. Robertem Gogółką, który brał udział w rządowym skupie malin. – Zacznijmy od tego, że nie tylko ja skupowałem maliny. W mechanizmie brały udział cztery mroźnie, a ponadto dla drugiej spółki skarbu państwa usługę wykonywały poza województwem lubelskim dwie duże przetwórnie z polskim kapitałem – informuje nas przetwórca.
Z powodu lipcowych strajków sprawa malinowego kryzysu obiegła także ogólnokrajowe media. Zarówno w nich, jak również w informacjach rozpowszechnianych przez plantatorów, dało się usłyszeć, że firma Owocmix sp. z o.o. to losowy wybór ministerstwa lub efekt odpowiednich znajomości. Nasz rozmówca zaznacza, że owszem, zna wielu polityków, ponieważ nie raz bywa na różnego rodzaju spotkaniach w Ministerstwie Rolnictwa. Jednak nie był to powód wyboru jego firmy.
Po drugie jego firma brała również udział w skupie interwencyjnym jabłek przemysłowych w 2018 roku, którą realizowała firma Eskimos. W związku z nieprawidłowościami przy skupie realizowanym przez firmę Eskimos i wynikłym śledztwie, również firmę pana Gogółki wielokrotnie odwiedzały i sprawdzały różne służby.
– Myślę że kluczową kwestią, o jakiej zdecydowanie zbyt mało mówimy jest fakt, że przedstawiciele strony rządowej odwiedzili praktycznie wszystkie zakłady przetwórcze na Lubelszczyźnie poszukując wolnych mocy przerobowych w związku z planowanym skupem – kontynuuje R. Gogółka. Jak wiemy, firm które włączyły się do tego projektu było niewiele. Nie chciały w nim uczestniczyć również spółdzielnie.
Równocześnie, w tym samym czasie ze strony zagranicznych firm rozpowszechnione były informacje o tym, że skup ten zakończy się tak samo jak sprawa Eskimosa, czyli aferą i niewypłaconymi milionami złotych. – Wystarczy połączyć kropki i wszystko łączy się w jedną całość – dodaje nasze rozmówca.
W interesie największych graczy było, aby skala i zasięg rządowego skupu były jak najmniejsze. Korzyści? Im mniejszy wpływ na rynek nowego podmiotu, tym większy wpływ na rynek miałyby zachodnie korporacje i to właśnie po części udało się w tym sezonie. Po ogłoszeniu programu cena gwałtownie spadła praktycznie około złotówkę na kilogramie.
– Z drugiej strony nie twierdzę, że ten mechanizm był idealny. Po pierwsze myślę, że gdyby cena skupu wynosiła 7,00 zł dla plantatora i brałoby w nim udział jeszcze kilka małych zakładów, to wówczas osiągnęliśmy zakładane cele. Mimo to udało się skupić kilkanaście tysięcy ton malin i z tego co wiem, pierwsze partie przetworów już są sprzedawane – podsumowuje przetwórca z kraśnickiego zagłębia malinowego.
Warto dodać, że podmioty uczestniczące w skupie mogły podnosić cenę z minimalnego poziomu 5,00 zł/kg do 6,50 zł/kg. Jednak zagraniczne przetwórnie obniżyły cen, więc nie udało się wykorzystać wspomnianych wyżej uzgodnień.