W ostatnich dniach bardzo dużo mówi się o naborze wniosków na wsparcie w ramach programu rolnictwo 4.0. Zainteresowany jest wielu, dealerzy informują o spełnianiu wytycznych program przez tę lub inną maszynę, jednak eksperci mają wątpliwości co do sukcesu programu po weryfikacji niektórych wniosków. Dlaczego?
Warto zacząć od tego, że sami pracownicy Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, czy Ministerstwa Finansów mówiąc dyplomatycznie nie są zbyt pomocni w odpowiedzi na konkretne pytania dilerów czy rolników składających wnioski. Nie powstała żadna bardziej specyficzna, czy dokładna lista maszyn, które spełnią wymagania programu. W związku z powyższym weryfikacja złożonych wniosków może nas negatywnie zaskoczyć. Takiego zdania są osoby pomagające rolnikom w pozyskiwaniu dofinansowań.
Podstawową wytyczną, jeśli chodzi o ciągniki, rozsiewacze, opryskiwacze, drony, czy inne urządzenia jest kluczowe stwierdzenie, że dane urządzenie musi pracować na zasadzie dwustronnej wymiany danych z systemem zarządzania gospodarstwem. Tych w Polsce jest bardzo niewiele. – Na około 3000 naszych klientów żaden nie posiada centralnego systemu zarządzania gospodarstwem. Obawiam się że właśnie weryfikacja tej wytycznej programu rolnictwo 4.0 będzie niosła najwięcej nieporozumień i odrzuconych wniosków – mówi nam pani Karolina Szałas z firmy PRO INVEST.
Zatem bez znaczenia czy mówimy o ciągniku, opryskiwaczu czy innej maszynie musi on w czasie rzeczywistym transferować dane z pracy do centralnego systemu zarządzania gospodarstwem. Po pierwsze musi wysyłać dane o zużyciu nawozu czy cieczy roboczej do systemu. Równocześnie z domowego komputera musimy mieć możliwość zadania w urządzeniu określonych parametrów pracy zanim ją rozpoczniemy na któreś z naszych działek. Należy dodać, że żadne przenoszenie danych na nośnikach (na przykład pendrive) nie wchodzi tu w grę.
– Dość skomplikowane wytyczne, brak konkretnej listy produktów, które mogłyby spełnić wymagania programu każą sądzić, że końcowy sukces programu rolnictwo 4.0 w mojej opinii może być znacznie mniejszy od „medialnego szumu”, który mu towarzyszy – podsumowuje K. Szałas.
