Rozpowszechnianie informacji o planowanych obniżkach skupu jabłek na tydzień, dwa przed prawdopodobną korektą ceny ma tylko jeden cel…
Przetwórstwo jabłek w Polsce to około 2 milionów ton jabłek w sezonie. To ogromny biznes w którym nie ma sentymentów. Najlepszym określeniem skali w tej branży jest fakt, że każdy grosz to 20 milionów złotych. Albo kwota ta trafi do przetwórców, albo do sadowników. Od początku ubiegłego tygodnia rozpowszechniane były informacje, że ceny skupu mają spaść. Tylko, że z ekonomicznego punktu widzenia, zapowiedzi obniżek cen nie są w interesie przetwórni.
Jeśli informujemy dostawców o obniżce to zarówno oni, jak i sadownicy chcą sprzedać zakupione czy zmagazynowane jabłka przed obniżką po wyższej cenie – to naturalne. W związku z tym chwilowo zwiększają się dostawy. Wówczas zakład jeszcze przez kilka dni płaci za surowiec więcej. Spójrzmy na to z innej strony.
Z logicznego punktu widzenia lepiej nie informować o spadkach cen, tylko obniżyć je z dnia na dzień. Dla przeciętnego zakładu przyjmijmy moc przerobową na poziomie 1000 ton na dobę. Kupienie 3000 ton przez trzy dni i różnicy 5 groszy to 150 000 złotych!
Zadajmy sami sobie retoryczne pytanie. Czy wolelibyśmy wydać 150 000 zł mniej czy więcej, jeśli chodzi o ten sam produkt? W interesie firmy jest kupienie surowca przez 3 dni za 150 000 mniej, czyli nie informowanie o obniżkach przez kilka dni, a błyskawiczne obniżenie ceny skupu. Zatem informowanie o obniżkach od lat jest praktykowane z innego powodu.
Jest nim (w zdecydowanej większości przypadków) niedobór surowca. Sadownicy często powtarzają, że przetwórcy w Polsce świetnie znają mentalność producentów i wykorzystują ją na swoją korzyść. Informowanie o nadchodzących obniżkach na przestrzeni lat zawsze skutkowało zwiększeniem dostaw surowca, którego w danym okresie brakuje. Tak samo jest w przypadku obniżek z ubiegłego tygodnia.