W kraju słynącym z jabłek w marketach sprzedaje się „suchy przemysł”

jabłka w skrzyniach

Podobnie jak przed rokiem, już od września w marketach widzimy promocje jabłek sprzedawanych bezpośrednio ze skrzyniopalet. Ta metoda sprzedaży jest szeroko komentowana w naszej branży i zdecydowanie przeważają jej krytycy. Winni skandalicznie niskiej jakości są wszyscy, ale dzieje się to za czyimś przyzwoleniem…

Zacznijmy od korzyści

Darmowy numer TMJ - baner corner

Sprzedaż jabłek bezpośrednio ze skrzyń to po pierwsze świetne rozwiązanie logistyczne. Sadownicy pobierają skrzynie z grupy producentów, następnie zrywają jabłka i z powrotem dostarczają do grupy. Stamtąd trafiają one na ciężarówkę i do centrum logistycznego, a następnie do sklepu.  Nie używamy kartonów, wytłoczek, narożników i palet. Nie zużywamy tyle energii, a grupa nie ponosi kosztów pracy związanych z sortowaniem. Ten niewątpliwy plus trwa jednak stosunkowo krótko, ponieważ w trakcie całego roku sprzedaż bezpośrednio ze skrzyniopalet trwa w sumie maksymalnie 3 – 4 tygodnie. Jednak w tym czasie pozwala dostarczyć jabłka po bardzo niskich cenach.

Kolejna zaleta (której nie wykorzystujemy) to możliwość przekucia omawianej sprzedaży w formę promocji owoców w stylu „świętowania zbiorów”.  Skrzyniopalety są ciekawą odmianą dla klientów marketów i przykuwają uwagę. Promocyjna cena przy dobrej jakości i walorach smakowych sprzedawanych jabłek może być świetnym orężem w corocznej promocji spożycia jabłek w Polsce. Ta, jak wiemy powoli, lecz systematycznie, spada…

 

Ogromny problem jakościowy

Problem ze sprzedażą jabłek i gruszek bezpośrednio ze skrzyniopalet polega bowiem przede wszystkim na ich jakości. Jakość, którą widzimy w marketach należy otwarcie nazwać niedopuszczalną. Prawda jest taka, że do sklepów nie trafiają jabłka drugiej klasy, a zwyczajnie dobrej jakości jabłka przemysłowe, które byłyby odpowiednie do produkcji soków NFC.

Problem zauważają sadownicy i swoimi negatywnymi odczuciami dzielą się na portalach społecznościowych. W ciągu ostatnich dwóch tygodni, wielu z nas widziało na żywo i w sieci jabłka z dużymi plamami parcha, owoce małe i niedojrzałe, które w ogóle nie powinny trafić do sprzedaży detalicznej, a także nierzadko dwie lub trzy odmiany w jednej skrzyniopalecie. Ten sam problem dotyczy gruszek. W jednym opakowaniu znajdziemy owoce o średnicy od 50 do 80 mm dwóch lub nawet trzech odmian. Zjawisko bywa również często nazywane „przemysłem z podłogi” i nie sposób nie zgodzić się z prawdziwością tego stwierdzenia.

 

Kto jest zatem winny?

Zacznijmy od sadowników, którzy jabłka zrywają. Winni są również pracownicy grup producenckich, którzy jakimś sposobem nie widzą niedopuszczalnie niskiej jakości jabłek kierowanych do sprzedaży. Winni są również kontrolerzy jakości na centrach logistycznych…

Jeśli wiemy już kto jest winny to powinniśmy zadać inne pytanie. Kto na to wszystko pozwala? Posiłkując się rozmowami z przedsiębiorcami, którzy dostarczają jabłka do marketów należy dojść do wniosku, że zagranicznym sieciom wcale nie zależy ani na jakości sprzedawanych jabłek, a tym bardziej nie zależy im na wzroście konsumpcji jabłek w Polsce. Ma być tanio, tanio i jeszcze raz tanio. Właśnie te trzy główne wytyczne w najprostszy sposób można zrealizować poprzez dostawy jabłek w skrzyniopaletach z sadów bezpośrednio na podłogę w markecie. Z drugiej strony, zagraniczne firmy nie byłyby w stanie tak masowo narzucić swoich warunków, gdyby nie miażdżąca przewaga kontraktowa, jaką uzyskały przez ostatnią dekadę w polskim handlu detalicznym.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here