Lipcowy import śliwek z Serbii miał znaczący wpływ na rynek

śliwki Tophit

Dla producentów śliwek tegoroczny sezon jest wyjątkowo trudny. Jednym z czynników komplikujących krajową sprzedaż był import, który miał znaczący wpływ na rynek.

Pierwsze partie importowanych śliwek, które w znaczących ilościach trafiają na rynek pochodzą z Serbii. Wówczas importowana jest odmiana Cacanska Rana. Gdy na rynek trafiają pierwsze krajowe odmiany, takie jak Herman czy Ruth Gerstetter, importerzy masowo sprowadzają transporty Lepoticy. Z tego powodu na początku sezonu cena krajowych śliwek szybko spadała, a kupujący wybierali owoce z importu.

Pierwsze dane celne o imporcie wykazują, że tylko w lipcu z Serbii przyjechało do Polski 1393 tony świeżych śliwek, a z Mołdawii 40 ton. Jest to około 70 tirów z owocami na samym początku sezonu! Nie ulega wątpliwości, że gdyby w miejscu importu zostały upłynnione krajowe owoce to ceny nie spadłyby tak szybko, a handel przebiegałby znacznie płynniej. Gdy pojawią się dane za sierpień również je przeanalizujemy.

Śliwki tuż przed sezonem importowały także grupy producenckie, co spotykało się z ostrą krytyką ze strony sadowników. Argumentem importerów (z grup producenckich) była teza, że import niewielkich ilości nie ma wpływu na rynek. Analizując handel i ceny śliwek na przełomie lipca i sierpnia oraz częściowe dane o imporcie należy się z tym nie zgodzić.

Podobnie jak w przypadku czereśni, dla rynku śliwek najbardziej zgubny jest import tuż przed rozpoczęciem sezonu zbiorów w Polsce. Konsumenci, którzy czekają na pierwsze śliwki kupują owoce z importu (nierzadko nawet nie są tego świadomi). W efekcie, gdy pojawiają się w większych ilościach krajowe owoce, rynek jest już całkowicie nasycony.

źródło: eurostat.ec.europa.eu

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here