Ubiegłoroczny import śliwek na poziomie 20% bez wątpienia miał wpływ na ceny polskich śliwek. Niestety, z taką samą sytuacją mamy do czynienia w aktualnym sezonie.
Import śliwek do Polski ma miejsce w każdym miesiącu roku. W miesiącach zimowych, wiosennych i jesiennych jest nieznaczący (400 – 600 ton miesięcznie). Nabiera jednak tempa w czerwcu, czyli tuż przed początkiem sezonu w kraju. Wraz z rozpoczęciem zbiorów w Serbii na polskich rynkach hurtowych mogliśmy spotkać pierwsze partie tamtejszej Lepoticy.
Gdy sezon w Polsce rozpoczął się „na dobre”, nadal sprowadzano śliwki. Podobnie było też w 2021 roku. Niestety, taki model handlu obrały również niektóre grupy producenckie, które tuż przed szczytem sezonu importowały Lepotice i dostarczały ją do marketów na terenie kraju. Gdy byliśmy w szczycie zbiorów w marketach nadal dostępna była śliwka z Bałkanów, co nie pozostawało bez wpływu na ceny.
Jak widać na wykresie niżej w 2021 roku zebraliśmy 110 000 ton śliwek, a sumaryczny import wyniósł w całym roku 22 677 ton. Zatem był na poziomie 20,6% zbiorów. Taka wielkość bezsprzecznie miała wpływ na ceny krajowych śliwek, zwłaszcza, że niemal 70% śliwek sprowadzono w lipcu, sierpniu, wrześni i październiku, czyli w okresie, gdy zbieramy te owoce w Polsce.
W tym roku produkcja śliwek została oszacowana jest na 132 000 ton. Do końca maja import wyniósł 3122 ton. Na pełne dane za kluczowe miesiące (lipiec, sierpień, wrzesień, październik) musimy poczekać końca roku. Dopiero wtedy będziemy mogli w pełni ocenić tegoroczny wpływ importu na ceny krajowych śliwek.