W ubiegłym roku import świeżych jabłek do Polski stanowił zaledwie 0,06% krajowej produkcji. W związku z tym nie miał absolutnie żadnego wpływu na rynek. Niemniej zdarzają się sytuacje wyjątkowe.
W branży dużo miejsce poświęcamy zagadnieniu importu owoców do Polski, co słusznie jest nazywane „wożeniem drewna do lasu”. O ile w przypadku czereśni, truskawek czy śliwek importowane ilości mają realny wpływ na rynek, ponieważ są kierowane do sprzedaży w szczycie zbiorów w kraju lub tuż przed nim, to w przypadku świeżych jabłek jest nieco inaczej.
Import świeżych jabłek do Polski jest śladowy. Śladowy jeśli porównamy go do krajowej produkcji. Nawet w wyjątkowych sezonach osiąga zaledwie pół procenta krajowej produkcji. Jeśli chodzi o strukturę to są to przede wszystkim jabłka klasy premium importowane w niewielkich ilościach przez sieci marketów i hurtowników. Oczywiście w kraju, który jest największym producentem gatunku w Europie obyło by się bez niego w ogóle, jednak są wyjątki.
Tymi wyjątkami są przymrozkowy rok 2017 oraz wiosna 2020 roku. Wówczas jabłek na rynku notowaliśmy jednocześnie zwiększony popyt na jabłka, a ze strony dostawców niedobory. W kwietniu, maju i czerwcu importowaliśmy świeże jabłka między innymi z krajów Beneluksu. Był on zrozumiały i uzasadniony. W całym 2020 roku sprowadziliśmy do kraju 22 tysiące ton jabłek z czego zdecydowaną większość w miesiącach wiosennych.
Import w skali każdego miesiąca tego roku możemy prześledzić na wykresie niżej. W pięciu miesiącach wynosi około 100 ton, czyli 5 tirów miesięcznie. Widzimy jednak interesujący wzrost w kwietniu tego roku. Wówczas import wyniósł 332 tony i trudno go wytłumaczyć niedoborem owoców deserowych na rynku, ponieważ te trafiały wówczas nierzadko do przetwórstwa…
źródło: eurostat.ec.europa.eu
