Tysiące ton śliwek, czereśni, a dziś koncentratu jabłkowego z Ukrainy przyjeżdżają co roku do Polski. Nierzadko import całkowicie załamuje ceny krajowych owoców. Polscy sadownicy, tak jak francuscy koledzy mają oczywiście prawo do protestu, jednak z niego nie korzystają, nierzadko twierdząc, że nic się przecież z importem nie da zrobić…
Wszyscy obywatele w warunkach demokratycznych mają prawo do strajków i demonstracji. Wszyscy obywatele mają prawo do wyrażenia swojego sprzeciwu wobec danego zjawiska czy propozycji szkodliwej ustawy. Z tego prawa wyjątkowo często korzystają francuscy sadownicy, którzy ostatni piątek postanowili zaprotestować przeciwko importowanym jabłkom.
Przed jedną z przetwórni w centralnej części kraju zebrało w ostatni piątek około 50 sadowników. Postanowili oni wyrazić swój sprzeciw wobec jabłek przemysłowych, które są do zakładu dostarczane między innymi z Hiszpanii i z Polski.
W akcie protestu wysypali oni przed głównym wjazdem na zakład kilka ton jabłek przemysłowych i zmiażdżyli je swoimi traktorami. Protestujący nie ukrywają, że akcja protestacyjna ma na celu napiętnowanie zjawiska, a przede wszystkim wywołanie presji na przedsiębiorcach, aby ci kupowali jabłka przemysłowe we Francji.
Prezes przetwórni z zagranicznych zakupów tłumaczył się z obawą, że jabłek przemysłowych we Francji mogłoby nie starczyć na ich potrzeby produkcyjne. Sadownicy zapewnili go, że jest inaczej i po godzinnej rozmowie prezes zobowiązał się, że będzie kupował jabłka lokalnie. A zatem można powiedzieć, że wszystko da się załatwić z przedsiębiorcami w cywilizowany sposób. Niemniej sadownicy zapowiedzieli, że w przypadku gdy import jabłek znowu się powtórzy ich reakcja będzie znacznie bardziej zdecydowana. Sprawdzać mają również inne zakłady w kraju.
Gdy jakaś grupa sadowników, czy organizacja społeczna nagłaśnia problem wzmożonego importu, który psuje rynek w Polsce, wówczas nierzadko da się usłyszeć argumenty o wolnym rynku, zniesieniu ceł, czy kierowaniu się jedynie zyskami w prowadzeniu działalności gospodarczej. To oczywiście wszystko prawda. Francuzi po raz kolejny udowadniają, że wywarcie nieformalnej presji społecznej również przynosi zakładane rezultaty.
źródło: www.francebleu.fr
Tylko polski gumofilec zbiera po 8 gr i mu się opłaca
No tak, w Polsce sadownik utrzymuje rodzinę z 10hek, przy wielokrotnie większych kosztach. A na ukraine gospodarswo w 1000hektarach z kapitałem zagranicznym, koszty 100raz mniejsze, przetwórnie w Polsce też z kapitałem zagranicznym, a potem produkt wyprodukowany w uni euro, Polsce, z niewiadomo z czego. CYRK NA KÓŁKACH. Założę się że Ukraińcy sprzedają jabłka do ruskich, a chłop Polski zawsze Ru.. na w d…p
Mogę się mylić, ale czy Ukraińcy aby potrafią produkować jabłka deserowe. Przemysł może i tak, ale deser chyba nie. Gdyby mieli taką możliwość, to chyba u nas nie rozwijałby biznesu ten cwaniak, co sadowników ogolił i prysnął przed wojną do siebie przez miedzę.